Kliknij


czwartek, 31 grudnia 2015

Katastrofa komunikacyjna w Olsztynie?

O tramwajach w Olsztynie pisałam już wcześniej. Także o rozdmuchanych ambicjach włodarzy miasta i urzędnikach, którzy stawiają na takie inwestycje, które niby są z myślą o mieszkańcach Olsztyna a w rezultacie wychodzi kompletnie coś innego.
Tym razem zabłysnął ZDZiT, który (na siłę? na prośbę Prezydenta Miasta?) zaszczycił nas nowym rozkładem jazdy, który będzie obowiązywał już od jutra. Sprawdzając szczegółowo projekt nowych połączeń autobusowych oraz tramwajowych odnoszę nieodparte wrażenie, że w ZDZit mało kto ma do czynienia z komunikacją miejską i każdy korzysta z prywatnego środka transportu.
W mediach huczy - ile to będzie nowych linii autobusowych, jak świetnie będzie sprawdzała się nowa linia tramwajowa itd.
Przyjrzyjmy się bliżej.

 33 linie autobusowe dzienne zamienione na 22 + jakieś cudactwa.

To szumne hasło o zwiększeniu ilości linii autobusowych to jakaś koszmarnie naciągnięta historia i tylko człowiek nie umiejący liczyć poprawnie może mieć problem z liczeniem do 33 (?)
Oto lista linii autobusowych obowiązująca do końca dzisiejszego dnia:

1.  Jak wynika z tego screenu - aktualnie mamy 32 linie dzienne - wzrost zatem o 1 linię autobusową! Tyle że nie do końca wzrost... ale o tym dalej.

2. z 32 linii istniejących tylko linia 37 oraz 84 są liniami okresowymi, zatem 30 linii autobusowych kursuje przez cały rok. Ilość linii nocnych (100 i 101) pozostaje bez zmian.

Porównując z listą linii, która będzie funkcjonowała od Nowego Roku (screenshot poniżej)

Linie autobusowe kursujące cały rok na obszarze miasta to linie zaczynające się od "setek" - jest ich raptem 22 ! Pozostałe linie - zaczynające się od "dwusetki"  (5 linii) kursować mają tylko jako linie autobusowe dowozowe do przystanków tramwajowych. Linie zaczynające się od 300 (6 linii) są liniami autobusowaymi okresowymi, które kursują w czasie szczytu. 

Zatem z 33 linii dla przeciętnego mieszkańca Olsztyna próbującego dostać się na drugi koniec miasta jednym środkiem transportu pozostają 22 linie. Więc skąd te piania dziennikarzy oraz osób zainteresowanych jakoby ma się nam, mieszkańcom polepszyc? Wiele osób twierdzi, że tramwaje mają nam usprawnić życie.
Czy na pewno?

Usunięcie linii 2, 15 i 25
Ktoś "inteligentny inaczej" usunął te linie autobusowe. W ramach pokuty powinien na piechotę przejść kilka razy z Nagórek do Dworca Głównego i na Zatorze,  z Osiedla Generałów do Urzędu Skarbowego lub Z Dworca Głównego Tęczowego Lasu. 

Robolbusem do fabryki
Zamiast linii nr 15 zatwierdzono linię 141, która wydaje się być skróconą linią nr 15. ma pełnić rolę robolbusa dla pracowników Michelin'a. Bylby to pomysł nawet i do przełknięcia, gdyby nie jeden feler jaki stanowi rozkład godzinowy tej linii. Najwidoczniej zabrakło koordynacji w rozmowach pomiędzy ZDZiT i fabryką, bo konia z rzędem temu, kto  zdąży na swoją zmianę, jeśli skorzysta z linii 141! Wysiadka przy Bramie nr 6 o 5.38, 13.39 i 21.39. Zapewne opony robi się tuż za bramą! W rezultacie autobus ten będzie robił 3 kursy w ciągu doby, także dla fanów popularnej "piętnastki" jest to przykra wiadomość, że nawet do Aquasfery nie macie szans dojechać.

Osoby niepracujące są pomijane przy projektowaniu nowego rozkładu

Nowe linie dowozowe mają ciekawą specyfikę. Linie 201 oraz 202 jeżdżą tylko podczas szczytu porannego, linie 203 i 204 kursują tylko w godzinach popołudniowego szczytu. Linia 205 kursuje cały dzień ale tylko od osiedla Tęczowy Las do Galerii Warmińskiej.
Wydaje się więc, że ZDZiT ma kompletnie w dupie tych, którzy nie jadą rano do pracy a np. na 10.00 czy na 12.00, pomija również to, że autobusami jeżdżą nie tylko osoby pracujące ale i osoby starsze oraz dzieci, które nie rozpoczynają zajęć od rana a które do tego tramwaju też powinni mieć czym dojechać! Jak już się upieracie, by ludzie jeżdzili kosztownymi tramwajami na siłę, to dajcie te prawo wszystkim a nie tylko tym, którzy rano śpieszą się do pracy a potem z niej wracają!

Koordynacja czasowa.

Według informacji zamieszczonych na stronie miejskiego przewoźnika tramwaje linii 1  w czasie szczytu rannego i popołudniowego będą jeździły co 7 minut a tramwaje linii 2 będą jeździły w tym czasie co 15 minut.
Natomiast autobusy linii dowozowych - w zależnosci od linii od 7 do 12 minut.
Np. Linia 202 Pieczewo - Sikorskiego/Wilczyńskiego będzie kursowała co 7-8 minut.
Czas trasy tego autobusu od pętli do przystanku tramwajowego to 9 minut.
W najgorszej godzinie porannego szczytu autobus pojawić się ma na przystanku tramwaju o godz. 07.03, 07.10, 07.18, 07.25, 07.33, 07.40 i 07.48
Tramwaj nr 1 w Kierunku Wysokiej Bramy wyrusza z przystanku Sikorskiego/Wilczyńskiego o godz. 07.00, 07.08, 07.15, 07.23, 07.30, 07.38  i 07.53

Jak widać po przyłożeniu godzin - zawsze tramwaj odjeżdża wcześniej niż przyjeżdza autobus. Policzmy: 

Chcąc dojechać z okolic skrzyżowania  Wilczyńskiego Krasickiego i dojechać do placu Roosevelta.

Wsiadamy w autobus 113 i wysiadamy na miejscu po 23 minutach.

Wsiadamy do autobusu 202 o godz. 7.06. Autobus do przystanku Sikorskiego/ Wilczyńskiego jedzie 6 minut.  Wysiadamy z 202 o godz. 7.12. Docieramy do przystanku tramwajowego i tu czekamy na tramwaj o 07.18 (o ile pozwoli nam sygnalizacja świetlna przy przejściu dla pieszych, ). Tramwajem dojeżdżamy do Wysokiej Bramy. i ten przejazd zajmuje nam 15 minut. Na przystanku Wysoka Brama dojeżdzamy na 07.33. Spod Wysokiej Bramy wsiadamy w pierwszy najszybszy autobus, jaki jedzie ten jeden przystanek - 07.34 - autobus 101, który jedzie kolejne 2 minuty.
W sumie - przejazd zajmuje 6+15+2 = 23 minuty. O ile wszystko będzie co do minuty, nie będzie korku itp. Ale pytanie brzmi? gdzie tu ten komfort jazdy i oszczędność czasu?

Było wielkie halo, że tramwaje są nam niezbędne. Zamiast pchać się w takie " usprawnienia" i kombinowanie z dopasowywaniem na siłę tras autobusów, by ludzie byli zmuszeni do jazdy tramwajem p. prezydent mógł załatwić kilka fajnych trolejbusów, nie babrać się tyle czasu z rozkopanymi ulicami na poczet tworzenia trakcji tramwajowej. Zaoszczędzilibyśmy przynajmniej pieniądze, bo czasu na pewno nie, nie wspominając o komforcie! A projektantów od nowego rozkładu autobusów serdecznie pozdrawiam! Uwalić 3 porządne linie autobusowe i wstawić masę dowozowych autobusów, by można się było przejechać tramwajem! Trzeba mieć wielki tupet chwaląc się 33 liniami kiedy linii jest tylko 22!

czwartek, 1 października 2015

Najlepsze seriale telewizyjne. Żartuję.

Bez telewizora da się żyć.
Co więcej - zauważam wśród moich znajomych, że coraz częściej magiczna skrzynka przestaje mieć dla nich znaczenie.
Oto kilka faktów na temat telewizora, abonamentów i dlaczego telewizor lepiej wynieść na śmieci.

1. Abonament.

W PRL-u telewizor był luksusem. A przy jego zakupie chciał nie chciał obywatel był zobowiązany do posiadania książeczki opłat R-TV. Oglądasz, nie oglądasz -  telewizor masz, to płać.
Abonament był uwarunkowany głównie tym, że w telewizji polskiej były 2 kanały telewizyjne - Program I i Program 2. Oczywiście było też radio - Program I, Program 2 i Program 3 Polskiego Radia. Zatem książeczka opłat abonentowych R-TV miała sens.
A potem się wszystko zmieniło.
Pojawiły się nowe, prywatne, komercyjne kanały telewizyjne, pojawili się dostawcy oferujący pakiety kanałów polskich i nie tylko, na budynkach gołębie zaczęły walczyć o swoje miejsce z talerzami odbioru kanałów telewizji satelitarnych. Prawie każdy mógł zdecydować o tym, ile i które kanały chce oglądać i zaczęło się podpisywanie umów na pakiety Mini, Maxi, Srebrne, Złote, Platynowe, VIP, Extra...
W tej chwili abonament za telewizję stał się archaizmem, wciąż narzucanym wszystkim, którzy jakiś telewizor w swoim domu mają.
Głównym nieporozumieniem jest to, że dostawca telewizji kablowej oferuje w swoim pakiecie zazwyczaj także kanały Telewizji Polskiej.
Pojawia się pytanie - dlaczego człowiek ma płacić dwa razy za to samo? A co, jeśli nie oglądam programów telewizji publicznej i chcę mieć tylko programy z HBO czy Discovery? A co, jeśli telewizor jest w domu tylko po to, by móc oglądać filmy na DVD?

Powinno być jasno ustalone - płacisz za to, co oglądasz. Wiele płatnych kanałów ma sygnał kodowany i dopiero po opłaceniu abonamentu sygnał jest odkodowywany. Ciekawe ile osób po zakodowaniu sygnałów TVP1, TVP2 i Telewizji Polonia nadal było by zainteresowane tym, co te kanały oferują.

2. Reklama.

Odcinek serialu, który trwa 45 minut w telewizji trwa.... 90 minut. DWA razy dłużej. Pierwszy set reklamowy pojawia się już po 5 minutach filmu. A potem znowu - kawałek serialu i.. reklama.
Gdy serial się kończy napisy końcowe lecą na szybkim podglądzie, w tym czasie jest chwila na reklamę kolejnej opery mydlanej i... reklama - set oczywiście nieco dłuższy bo odcinek serialu się skończył.
Pamiętam, że jeszcze kilkanaście lat temu były kanały tylu Teleshop czy Mango oraz jakieś kanały reklamowe u dostawcy kablówki.
Oglądając film chcę obejrzeć FILM a nie patchwork filmowy sowicie naćpany reklamami.

3. Oferta.

Według Wikipedii: "Telewizja publiczna – stacja telewizyjna (lub stacje telewizyjne), stanowiąca własność skarbu państwa, niebędąca - w odróżnieniu od telewizji komercyjnych - własnością prywatnego kapitału. Środek masowego przekazu ustawowo zobowiązany do szerzenia tzw. społecznej misji programowej, bowiem generowanie zysków nie jest jej podstawowym zadaniem. Dlatego też ramówki nadawców państwowych zawierają m.in.: programy kulturalne, magazyny przeznaczone dla mniejszości narodowych i etnicznych oraz magazyny religijne." 

Zastanawiające jest to, że w Telewizji Publicznej nie ma już programów "misyjnych". Kiedyś istniał Teatr Telewizji, pojawiały się filmy przyrodnicze, historyczne. Teraz prym wiodą żałosne seriale-tasiemce, kompletnie odrealnione i nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, co święta króluje nieśmiertelny "Kevin sam w domu" do pary z Kargulem i Pawlakiem. nie ma prawdziwych teleturniejów, nie ma nic, co w jakikolwiek sposób usprawiedliwiało by potrzebę Telewizji Publicznej do pobierania jakichkolwiek pieniędzy z tytułu abonentu. Począwszy od Sylwestra i Nowego Roku, które są emitowane przez Telewizję Polską (naprawdę płacenie za występ artystom, którzy dawno powinni ze sceny zejść jest obrzydliwym nabijaniem widzów w butelkę) a następnie serwowanie starych filmów, które znane są nie tylko dwóm ale często i trzem pokoleniom przez cały rok sprawia, że Telewizji Publicznej bliżej do .... domu publicznego, niż do zaszczytnej funkcji szerzenia dobrych programów na wysokim poziomie. Dajcie żyć, nawet dobranocek dla dzieci już nie ma.

4. Publicystyka i dziennikarstwo

Naprawdę trzeba o tym pisać? W stwierdzeniu "telewizja kłamie" jest naprawdę sporo racji. Telewizja Publiczna jest Telewizją Partyjną a informacje w niej podawane wcześniej są odpowiednio preparowane. Polskie kanały telewizyjne nie oczekują od widza, by ten myślał. Wręcz przeciwnie - telewizyjne gwiazdy oczekują, że przetrawioną już papkę widz łyknie bez gryzienia i zadawania pytań "a z czego to?". Zniknęło coś, co powinno być wyznacznikiem dla dziennikarzy i publicystów - rzetelność i obiektywizm wobec przekazywanych informacji. Być może  dlatego kanały informacyjne na YT zyskują na popularności - na YT ciężko jest wcisnąć ludziom ciemnotę. Dodatkowo nieliczenie się z opinią widzów i tworzenie programów "pod siebie" jest dużym faux pas wobec widza, który w końcu za to płaci.

5. Zamiast telewizora.

Większość zapewne pomyśli, że to jakaś ściema, że nie da się w dzisiejszym świecie żyć bez telewizora. Otóż da się.
a/ kanały na Youtube - naprawdę warto oglądać, zwłaszcza, że poziom kanałów coraz bardziej pnie się do góry a autorzy filmów stają się profesjonalistami w swojej dziedzinie. Oczywiście jest dużo kanałów "śmieciowych", ale te znikają ze sceny internetowej - dzisiejszy odbiorca YT szuka konkretnych tematów, rzutkości, WIARYGODNOŚCI i uczciwego traktowania odbiorcy. I jeszcze jeden dodatkowy aspekt - to widzowie w dużej mierze mają wpływ na to, ile zarobi oglądany przez nich kanał - jeśli informacje w nich zawarte są prawdziwe - linkowanie i udostępnianie adresów następuje bardzo szybko. Komunikacja z widzami jest równie istotna i działa jak swoisty probierz oczekiwań czy opinii dla autora. Poprzez komentarze, które są dostępne dla wszystkich stanowią doskonały przykład jak powinien być traktowany zarówno widz jak i właściciel kanału.
b/ kanały VOD - propozycja dla tych, którzy lubią oglądać seriale i mają swoje ulubione - szeroki pakiet bezpłatnych seriali oraz filmów za które płaci się grosze. 
c/ dla tych, którym się wydaje, że im większy telewizor na ścianie tym większy podziw pośród znajomych - telewizja naziemna.

Zarzuty, jakie dane mi było usłyszeć to " Jak można być tak zacofanym i nie mieć telewizora?", "Jak ty wychowujesz dzieci, skoro one nawet nie oglądają bajek?"

Moim zdaniem zacofaniem w dzisiejszych czasach jest brak samodzielnego myślenia oraz podejście "papkowe" - ktoś przeżuł, oskubał z tego, co niewygodne i niepoprawne politycznie oraz podał na papierowym talerzu  i kazał zjeść. Tak postrzegam ludzi, którzy nadal wierzą w informacje podawane w TV i zadowalają się filmowymi patchworkami z przewagą reklam.

Moje dzieci wychowały się na bajkach. I to nie na takich, o jakich myśli większość. Zamiast telewizyjnej dobranocki czytałam im książki, dzięki czemu dzisiaj lubią czytać i słuchać audiobooków. Zamiast ogłupiających bajek na CN woleli oglądać te, gdzie postacie były dopracowane - Disney, PixarStudio, Miyazaki. Bajki z morałem, bajki gdzie dopracowane są detale ilustracyjne. Da się. Naprawdę da się żyć bez telewizora.

czwartek, 23 lipca 2015

Jak zdobywają pierwsze miejsca w notowaniach, konkursach - dziwna tendencja

Przeglądam ostatnio więcej wpisów z FB. Trochę znanych postaci na liście moich znajomych. I dziwne maniery, które kompletnie kłócą się z moim rozumieniem grania fair. Zaznaczam, że niektóre nazwiska znane są szerszej grupie słuchaczy różnej, różniastej muzyki. Chociaż nie chodzi tylko o środowisko muzyczne.
"Zdobądźmy szczyty na liście przebojów" , "Głosuj na moją piosenkę", "Wzięłam udział w konkursie foto, zagłosuj na moją fotkę", "Zgłosiłam mojego zwierzaczka do konkursu, zagłosuj na mojego futrzaczka i pomóż mi wygrać".
Jakie ku#@wa "zdobądźmy"? Ja się nie zgłaszałam nigdzie. Kto tu ma co zdobywać i w jaki SPOSÓB?
Żenada, żal i w ogóle dno. Jak nisko trzeba upaść by prosić lub namawiać swoich znajomych by pomogli swoimi głosami wdrapać się na szczyty?
Zawsze uważałam, że dobra piosenka obroni się sama, tak samo jak dobre zdjęcie zostanie docenione, podobnie rzecz ma się do różnych dziwnych czasami konkursów, gdzie główną nagrodą często bywa uśmiech kierownika odciśnięty w betonie i paczka sucharów wojskowych + słoik majonezu.
ZAKŁADAM, że człowiek wysyłający swoje zdjęcie do kolejnego konkursu wybrał to zdjęcie jako to najlepsze.
ZAKŁADAM, że piosenka wpadająca w ucho i godna nucenia podczas golenia lub spaceru po parku sama dobrnie do górnych notowań w różnych radiach.
ZAKŁADAM, że konkursy polegają na obiektywnej ocenie nadesłanych prac i te warte uwagi obronią się same sobą.

Nie rozumiem zatem idei żebrania o głosy znajomych/fanów/przyjaciół i napraszaniu się o nie co chwilę.
A już kompletnie wkurwia mnie takie sztuczne teksty "ojej, nie spodziewałam/em się czegoś takiego, marzyło mi się chociaż 2 miejsce".
Więc dla ZAINTERESOWANYCH : nie zagłosuję na coś tylko dlatego, że macie mnie na swojej liście znajomych na społecznościowym portalu. I NIE dlatego, że was nie lubię.
Po prostu wyznaję zasadę, że wygrywać powinni najlepsi.

niedziela, 31 maja 2015

Otwarte granice dla prześladowanych z Syrii...srsly? Nie mamy innych zmartwień?

Zaznaczam - nie mam nic do żadnych nacji i żadnych ras. Żółty, czarny, różowy czy zielony w błękitne paski - nie ma to dla mnie znaczenia. Znaczenie ma dla mnie to, by w Polsce na początek znalazło się na normalne życie dla Polaków. Nie chcę się czuć dyskryminowana we własnym kraju, który otwiera granice dla obcokrajowców a o swoich obywatelach nie pamięta. 
Z całym smutkiem i ubolewaniem dla osób prześladowanych w Syrii i innych krajach - zakasajcie rękawy i bierzcie się za poprawianie własnego kraju, w którym Wam będzie najlepiej.
Rozumiem to, że w krajach muzułmańskich kobieta ma niewiele do powiedzenia a jej światopogląd jest mniej istotny od światopoglądu wielbłąda. Nie zamierzam też biegać w kusej kiecce po ulicach, bo szanuję, że Was może to razić i jest sprzeczne z Waszą kulturą i tradycją. 
Ale mam głęboko gdzieś chciejstwo ludzi, którzy pchają się do obcego kraju i domagają się usunięcia roznegliżowanych reklam z bielizną bo  "to godzi w ich kulturę". W moją nie godzi, serio. I jeśli wszystko wokół "godzi w Waszą kulturę" - czemu nie wrócicie na własne śmieci, gdzie nikt wam nie będzie narzucał golizny? Za to ściągacie po kolei wasze siostry, braci, rozmnażacie się niczym króliki i gdy powstanie Was cała banda to zaczynacie dyktować warunki...

Nie mam ochoty za kilkanaście lat przeżywać tego, co robią muzułmanie w Anglii, Danii, Holandii czy Niemczech. 
Cieszy mnie fakt, że jako Polacy jemy wieprzowinkę, której nie akceptujecie. Jesteśmy bardzo godzinnym narodem, bardzo serdecznymi ludźmi, którzy mają w sobie nad wyraz dużo tolerancji. Ale nie wiem, czy ten fakt powinni wykorzystywać ci, którym bliższe sercu jest dobro ludzi, którzy zamiast zająć się poprawą we własnym kraju uciekają do Europy, w której coraz większe pretensje do katolików mają właśnie przybysze ze wschodu.
Mamy masę własnych zmartwień, z którymi musimy się uporać, postawić ten kraj do pionu na tyle, by ci, którzy wyjechali z ojczyzny nie musieli prosić się o pracę za granicą. Czeka nas leczenie gospodarki, budowanie na nowo tego, z czego kolejne rządy nas okradły i wyprzedały. Czeka nas sprzątanie, które odwlekaliśmy od 89 roku. I tyle mamy też lat do odrobienia, aby czuć się mniej prześladowanym we własnym kraju.
A dla tych co otworzyli tą granicę - mam nadzieję, że ugościcie ich w swoich domach i za swoją kasę!

piątek, 8 maja 2015

Allegro - Alledrogo :)

Coraz więcej osób woli dokonywać zakupów nie ruszając się z domu. Każdy szanujący się dzisiaj sklep posiada swoją stronę gdzie można zakupić towary i produkty nie podnosząc tyłka z fotelu. Dla tych, którzy szukają okazji zakupu taniej istnieją serwisy aukcyjne. Znane wszystkim allegro.pl, mniej znane swistak.pl, aukcjusz.pl, oraz ebay.pl będący oddziałem ebay.com.
 
Patrząc z perspektywy pozostałych serwisów aukcyjnych allegro zdaje się być jednym z najdroższych portali. I pominę już opłaty wynikające dla sprzedawców, którzy ponoszą koszta utworzenia aukcji oraz opłaty % od wysokości sprzedaży (na dodatek całkowicie różniącej się w % w zależności od kategorii, w której sprzedawca chce sprzedać swój przedmiot). Zazwyczaj zawyżane są koszty przesyłki, które nie mają swojego odzwierciedlenia w opłatach pocztowych. Ok, wiem, że koszt samej przesyłki to nie tylko koszt znaczka na list lub ceny za wagę paczki, że to jeszcze opakowanie (zakup koperty, kartonu, taśmy klejącej, streczu, sznurka itp.). Ale co tłumaczy podniesienie kosztów przesyłki w przypadku zakupienia kolejnej sztuki tego samego przedmiotu o niskiej wadze?
 
Jeszcze kilka lat temu w dobrym tonie było proponowanie jednej niezmiennej ceny kosztów wysyłki w wypadku zakupu towarów u jednego sprzedawcy na kilku jego aukcjach. Słynne "kupując na kilku moich aukcjach płacisz za 1 wysyłkę" stało się chyba wyświechtanym frazesem, nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością.
 
Od kiedy administracja serwisu allegro dodała kilka opcji mających ułatwić życie sprzedającym nastała moda na robienie kupujących w konia. 
Sztandarowym przykładem robieniem ludzi w balona są aukcje, na których sprzedaje się tanie, drobne przedmioty, których wartość nie przekracza wartości kosztów dostawy - na przykład tanie słuchawki douszne.
 
Wygląda to mniej więcej tak:
słuchawki douszne - cena ok. 3-5 zł /szt w opcji "kup teraz".
Koszt wysyłki - w zależności od wybranej opcji:
List ekonomiczny polecony - 6zł 
Paczka ekonomiczna  - 11zł
Przesyłka kurierska  - 20zł

Jak widać - koszt wysyłki towaru jest nieproporcjonalnie wysoki w stosunku do ceny towaru. Oszczędny Polak zacznie się zastanawiać, czy ma to sens i wpadnie mu do głowy: "Może warto zakupić np 2-3 komplety słuchawek" (tego typu towar wytrzymuje góra 2 miesiące czasu, więc warto mieć jakieś zapasowe, prawda?). 
Wtedy okazuje się, że przy zakupie kilku sztuk towaru trzeba dopłacić dodatkowo koszt wysyłki.
Co z tego wynika? Ano jedno - jak nie można oskubać klienta na marży towaru to trzeba go skubać przy kosztach wysyłki.

Poczta Polska ma swój cennik, z którego jasno wynika, że cena usługi zależy od wagi i gabarytów przesyłki ( w wypadku przesyłek listowych). 
I tak przykładowo:
List polecony ekonomiczny do 350g - 7.50zł
Paczka ekonomiczna Gabaryt A do 1 kg - 9,50zł
Przesyłka Kurierska DPD  listowa do 1 kg - 16zł

Sprzedawcy drobnych przedmiotów, doliczają sobie koszty dodatkowe związane z wysyłką od 0,50zł do nawet 2zł/szt. Nie ma to ŻADNEGO uzasadnienia w sytuacji, gdy słuchawki douszne ważą razem z opakowaniem ok 0.035 kg! Żeby przekroczyć magiczne 1 kg trzeba by było do 1 przesyłki włożyć ok 27 szt. słuchawek. 
Aby uniknąć takiej sytuacji i nie ponosić dodatkowego kosztu wysyłki  sprzedający ubezpieczyli się w ten sposób, że ustanawiają maksymalny limit przedmiotów w paczce do 5 lub 10 szt. Sprytne?
Przy tak dużych sprzedażach dodatkowe zarobione 1zł od każdej sprzedanej dodatkowej sztuki to naprawdę  pieniądze. 
Dlaczego w ten sposób jest to robione?
Ponieważ allegro pobiera opłatę od wartości sprzedaży towaru. Koszty dostawy są pomijane przy rozliczeniach z serwisem aukcyjnym, a sprzedawca nie ponosząc dodatkowych kosztów dostawy w sytuacji, gdy ktoś zamówi sobie np 10 szt i ma dopłacić do każdej kolejnej sztuki 1zł - po prostu otrzyma 9zł dodatkowo za nic!
To tylko przykład kombinatorstwa. System podbijania ceny dodatkowymi opłatami wysyłkowymi dotyczy wielu przedmiotów na allegro. Warto zaglądać w zakładki "Dostawa i płatność" zwłaszcza na aukcjach z półfabrykatami do biżuterii, artykułami piśmienniczymi, płytami CD, skarpetami, rajstopami, brelokami, liquidami do e-papierosów, lakierami do paznokci, pudrami, pomadkami, glitterami, materiałami do decoupage, akcesoriami krawieckimi, mulinami, nićmi, filcem itd.
Rozumiem, że serwis allegro wyszedł na przeciw potrzebom sprzedawców rzeczy ciężkich, które (w sytuacji wysyłki kilku sztuk w paczce) znacznie podnoszą koszty dostawy, jednak nagminnie nadużywane jest to przez cwaniaków handlujących drobiazgiem.

Poniżej jedna z takich aukcji, gdzie ktoś już wprost pojechał po bandzie. Proszę porównać cenę z kosztami wysyłki oraz dodatkowymi opłatami za kolejne komplety słuchawek oraz maksymalną ilość kompletów w paczce.


 

Za co, QWA? Za co?


I dla porównania serwisy ebay.com oraz chińskie allegro - Aliexpress:
Aliexpress - koszty wysyłki ekonomicznej: FREE SHIPING lub zgodna z cennikami urzędów pocztowych i firm kurierskich.
Ebay - coraz częściej na aukcjach z drobnicą jest FREE SHIPING - zwłaszcza dotyczy to wysyłek z Chin.
Jak to jest, drodzy sprzedawcy na allegro, że u was byle co podnosi koszt wysyłki na terenie Polski a Chińczykowi opłaca się posłać przesyłkę z Chin do Polski za darmo?

czwartek, 7 maja 2015

Wybory prezydenckie - Paweł Kukiz

Tak, idę zagłosować.
Ci, którzy nie pójdą powinni się zastanowić, czy potem mają prawo do jakiegokolwiek narzekania.  Nie głosujesz - nie masz głosu. Jak sobie pościelesz... a nieprawda. Bo inni za ciebie pościelą - im wszystko jedno czy zamiast puchu nasypią Ci gwoździ i potłuczonego szkła.
Większość z tych, z którymi rozmawiam twierdzą, że nie wiedzą na kogo zagłosować powinni. Łykają przemieloną papkę z TV i myślą tak, jak telewizor każe myśleć. Czyli w sumie - nie myślą. Ich problem, jeśli nie wiedzą co sobą reprezentują startujący na urząd prezydenta kandydaci.
Dlaczego idę zagłosować na Kukiza? Bo facet ma PLAN. Ci, którzy mu zarzucają, że poprzez fotel prezydenta chce po prostu przepchnąć JOW-y - myślą skrótowo. I w tym skrócie myślowym nie dostrzegają tego o co właściwie Kukizowi chodzi.
Był rok 1989. Wtedy jeździło się do Jarocina, gdzie rzesza młodych, zdolnych ludzi przyjeżdżała nie tylko pograć i pobawić się przy muzyce. Jarocin to był pewien krzyk niezgody na to, co się działo w ówczesnej Polsce.
Dodam - smarkata byłam - niepełnoletnia. Ale w tamtych czasach człowiek potrafił bardziej sensownie myśleć niż obecna młodzież, której chyba wszystko jedno. Marzyłam.... Ok, brzmi górnolotnie, wiem ale poważnie - MARZYŁAM o tym, by tę całą klikę sprawującą władzę zastąpili ludzie, którzy są patriotami. Ludźmi, którym na sercu leży dobro Polski. Obserwowanie z poziomu komunistycznego podwórka na komunistycznym osiedlu w komunistycznym, brzydkim mieście, po którym od czasu do czasu ganiało ZOMO i ćwiczyło się na każdej młodzieży, która chciała głośniej krzyknąć o tym, co ją wkurza świat zza żelaznej kurtyny jawił się jako raj. Raj dla innych, raj niedosięgły, w którym za pracę można coś kupić, oszczędzić, poprawić byt sobie i rodzinie. I marzyłam by taki raj zaistniał w Polsce po 89 roku. O tym śpiewały zespoły w Jarocinie czy w Brodnicy. O swojej niezgodzie na to, co nas na co dzień i o potrzebie zmiany tego - na lepsze. Człowiek słuchał wtedy i czekał na cud. Niestety, wtedy ci, którzy jeździli do Jarocina byli młodzi, gniewni i bez doświadczenia i pomysłu na to jak naprawić Polskę.  Po 26 latach to pokolenie ma już odpowiednie doświadczenie i może coś zmienić. I dla mnie taką osobą, która chce aby Polska była dla Polaków a nie dla kliki przy korycie jest właśnie Paweł Kukiz.
Plan prezydenta Kukiza jest prosty. I skuteczny. Stanowi jedyną na tę chwilę alternatywę jak wyleczyć Polskę z tego gówna, które niczym w betoniarce kręci się już ponad ćwierć wieku.
Dla zainteresowanych film: 

 

Mam nadzieję, że te pokolenie, które pamięta czasy Jarocina i jako młodzi ludzie obserwowali co zrobiono przy okrągłym stole znajdą w sobie na tyle odpowiedzialności obywatelskiej, że pójdą w niedzielę zagłosować na Kukiza i tym samym powiedzą "adieu" tym, którzy od 26 kręcą Polską i Polakami tak, jak im jest to wygodne.

Paweł, trzymam kciuki.

poniedziałek, 30 marca 2015

Public Relation - wskazówki dla wychylających się z szeregu

Nasz  naród przez 123 lata żył w kraju, którego na mapach Europy nie było. Trzy rozbiory Polski wytresowały w nas kilka "prawd", które ciężko jest wyeliminować wśród ludzi. "Prawdy" te przekazywane z ojca na syna, z matki na córkę wykreowały nasz polski obyczaj, który w tylko nieco zmienionej formie funkcjonuje do dzisiaj.

Pierwsza Prawda - dobry Polak to ten co ukradnie.
Będąc pod zaborcami dobrym Polakiem był ten co ukradł. Komu? Niemcowi, Austriakowi albo Ruskiemu. Okradał ich w odwecie za bogacenie się zaborców naszym kosztem. Po II WŚ dobry Polak był tym, który umiał "załatwić" to, co do załatwienia normalną drogą było niemożliwe. Lista rzeczy "do załatwienia" zaczynała się od węgla i jedzenia a kończyła na papierach i dokumentach, które mogły umożliwić życie na godziwym poziomie lub ocalić od śmierci. Kogo okradał dobry Polak w czasach komunizmu? Oczywiście komunistów, zakład pracy (w której władzę sprawowali komuniści), Dobry Polak "załatwiał" na budowę domu cegły, które dziwnym trafem znikały z innego placu budowy.
Kto dzisiaj jest dobrym Polakiem? Dobrym Polakiem jest ten, kto o nic nie prosi tych, co już mają i którzy nakradli się za komuny. Dobry Polak pakuje walizy i wyjeżdża do Anglii, Niemiec, Skandynawii i nie biadoli jaka Polska jest biedna. Dobry Polak to ten, który wróci z zagranicy, w której przepracował 5-10 lat i umie zapieprzać w robocie.
Nikt nie uważa, że dobrym Polak będzie wtedy, kiedy da mu się szanse zarobić na godziwe życie we własnej ojczyźnie i nie będzie mu się przeszkadzać w tworzeniu nowych miejsc pracy - nawet jeśli będą to tylko wszyscy Krewni I Znajomi Królika. Nikt nie mówi, że będzie dobrym Polakiem ten, który powinien dbać o swoją ojczyznę i dokładać swoich sił, by Polska była silnym państwem. Niestety, nikt nie traktuje Polaka jako partnera w tworzeniu biznesu, Polaka, który przecież będzie płacił państwu wysokie podatki skoro firma będzie zarabiać. Wciąż sprzedaje się obcym polskie grunty, firmy zagraniczne (choćby nie wiadomo jak złodziejskie) są lepszym wyborem dla władz lokalnym w otwieraniu nowych przedsiębiorstw, które przecież rozliczają się już poza Polską i nie płacą podatków, polskich pracowników traktując jako tanich wyrobników.

Druga Prawda - Polacy są narodem zawsze niezadowolonym.
Zadowolenie z poziomu życia wynika z pracy. Zadowolenie z pracy wynika z proporcji związanych z włożonego w pracę lub projekt czasu i umiejętności a zapłaconymi za te czynności pieniędzy. Ciężko być Polakowi zadowolonym, kiedy daje mu się pracę, w której by móc zarobić na godziwe życie musi brać nadgodziny i robić po 16 h na dzień.  Ciężko być zadowolonym wyjeżdżając za chlebem kiedy pozostawia się w kraju rodzinę, znajomych, obyczaje, język i miłość do ojczyzny - nie tę wielką, do Ojczyzny ale tę lokalną - do własnego miasta, dzielnicy, osiedla, ulicy.
W naszym kraju nadal tworzy się miejsca pracy na zasadzie "ty udajesz że pracujesz a my udajemy że ci płacimy". 
Inna sprawa, że nadal w świadomości pracodawcy nie istnieje żaden margines na dobry humor wśród pracowników. DYSCYPLINA. POWAGA. Pracujesz, to bądź poważny, nie wygłupiaj się i nie wychylaj, nie chciej być lepszy od innych, którzy mają to głęboko w czterech literach i pracę traktują jako zło konieczne.
Przykład, który ostatnio krąży po internecie
Jak się jeździ autobusami komunikacji miejskiej - wiedzą wszyscy. Jak się jeździ autobusami w zakorkowanych dużych miastach - też większość ma jako takie pojęcie.
Otóż w Warszawie jednym z autobusów ZTM jeździ człowiek, którego w internecie nazwano 'Wesołym Kierowcą". P. Robert odkrył, że w autobusach jest mikrofon i wykorzystuje ten gadżet tak, jak uznał za stosowne : wita nowych pasażerów, wysiadających żegna i życzy miłego dnia, opowiada dowcipne historyjki kiedy przejazd zatłoczonymi arteriami miasta sprawia, że jazda dla pasażerów jest męcząca. Do pasażerów zwraca się per "VIP-y". Myślę, że większość z ludzi znająca niedogodności przemieszczania się autobusami dostrzega, że kierowca ten jest w większości odbierany bardzo pozytywnie, i wręcz niektórzy specjalnie czekają, by załapać się na jego kurs. Kierowca naprawdę robi znakomite PR dla swojego zakładu pracy.

 

I jak na to zachowanie kierowcy reaguje ZTM miasta Warszawa?
Cóż... demot poniżej wyjaśni chyba wszystko...


Dziwne, bo przecież w każdym sklepie WYMAGANE jest od sprzedawcy, by witał klienta, uśmiechał się do niego a odchodzącemu z towarami życzył miłego dnia i zaprosił ponownie. Panienka w biurze popijająca kawę, malująca paznokcie i pytlująca przez telefon z psiapiółką oburzona, że ktoś jej w tej "pracy" przeszkadza to pocztówka z czasów głębokiego PRLu. Żaden pracownik, nawet najbardziej zmęczony i w złym humorze nie potraktuje klienta jako niechcianego petenta, do którego można warknąć "Czego?". Najwidoczniej zarząd ZTM nie robi zakupów w mieście i nie odwiedza punktów usługowych, skoro inicjatywa kierowcy autobusu tak mocno ich zbulwersowała.

Trzecia Prawda - ta dzisiejsza młodzież, czyli  "Kiedy ja byłam/em w twoim wieku....".
Każde pokolenie ma własny czas.
Moje pokolenie wychowało się na trzepaku i na grze kapslami w piaskownicy. Magnetofon Kasprzak był szczytem marzeń a porządne dżinsy były do kupienia tylko w Pewexie. Czytało się książki kiedy padał deszcz, w domu był tylko jeden telewizor u rodziców w pokoju, w którym były 2 kanały tv. Internetu nie było. Misie pluszowe miały w środku trociny a Barbie była szczytem marzeń niejednej z dziewczyn. Zegarek i rower na Komunię było w standardzie.
Dzisiaj komputer jest niezbędnym wyposażeniem w pokoju każdego nastolatka, smarfony w kieszeniach uczniów liceum kosztują tyle co miesięczna wypłata na kierowniczym stanowisku, dzieci na komunię życzą sobie quada albo żywego kucyka w ogródku.
Pokolenie moich dzieci to banda rozpuszczonych kretynów, podchodzących roszczeniowo do życia, których rodzice spełniają wszystkie zachcianki. Rzesze wiecznych studentów na garnuszku u rodziców, nie mający szacunku do ich pracy i nie mający szacunku dla zarobionych pieniędzy, pracujący za psie pieniądze w pizzerniach i fast foodach by mieć dodatkowe pieniądze na studenckie balangi, piwo i ciuchy. Licealiści z najnowszymi telefonami na które nie zapracowali ani jednej godziny, ubrani w markowe ciuchy, bo innych nie założą. Dzieci z blokowisk, których rodzice najzwyczajniej zapierdalają na te wszystkie zachciewajki, bo sami nie mieli możliwości i tupetu by prosić rodziców o tak drogie zakupy. Słuchający typowej "umc umc" muzyki w każdym środku transportu, pijani i wulgarni. Panny z odrysowanymi od szklanek brwiami, w mini spódniczkach, które ledwo zakrywają gumkę od stringów. Plastikowa młodzież, która uważa, że świat zwojuje i nie trzeba mieć żadnego szacunku dla nikogo - zwłaszcza do rodziców.  Młodzież, która bez nawigacji gubi się na pierwszej lepszej wycieczce, bez telefonu nie potrafi żyć, rozkład jazdy pociągów i znalezienie odpowiedniego składu wagonu na peronie to już dla nich challenge w wersji azjatyckiej. Młodzież, która sama nie potrafi załatwić niczego w urzędach, nie potrafi rozmawiać ani z policjantami ani z urzędnikami, w mieście potrafi znaleźć tylko kolejne galerie handlowe ale nie wie gdzie znajduje się urząd miasta, szewc czy serwis napraw.
ALE - z tego się wyrasta. Serio. I co najważniejsze - dzisiejsza młodzież w trybie natychmiastowym musi opanować kilka lat przepaści między byciem rozpieszczanym przez rodziców a usamodzielnieniem się. Nie wszystkim wychodzi, oczywiście. Ale też nikt nie powiedział, że w nowych czasach i nowych warunkach przetrwają wszyscy.
Dzieci domagające się co chwilę nowszego komputera, nowego telefonu, nowych adidasów i markowych ciuchów po zderzeniu z rzeczywistością trawią gorzką prawdę, że na zakup markowych ciuchów ich nie stać, bo muszą kupić jedzenie, opłacić rachunki, wydać na najpotrzebniejsze rzeczy, na liście  których ani telefon ani komputer nie figurują. Zaczyna do nich docierać, że kupno skarpet po 25żł/parę jest idiotycznym wydatkiem i skarpety za 7 zł tak samo wygodnie się nosi.

Czwarta prawda  - Polacy to pesymiści żyjący fikcją.
Podobno cały świat uważa nas za pesymistów. Tak twierdzą ci, którzy wyjechali za granicę. Okazuje się, że tak naprawdę to tylko my sami tak siebie postrzegamy. Jesteśmy cenieni za naszą pracowitość i wszechstronność oraz obrotność i rzutkość w podejmowaniu decyzji i ujarzmiania problemów. Jesteśmy narodem, który potrafi sobie radzić w każdej sytuacji i nie poddajemy się tam, gdzie innym już opadły ręce. Owszem, wierzymy w bajki, jakimi nas karmią politycy, analitycy i różni spece od ocen jakości oraz widoków na lepsze życie. Karmimy się sami nadzieją, że gorzej być już nie może. Może. Ale o tym dowiadujemy się już po fakcie. Nie umiemy myśleć dwa kroki w przyszłość i zwykle pieczemy chleb już zjedzony - odpracowujemy kredyty wzięte we frankach, rozliczamy się z przeszłością zamiast patrzeć w przyszłość.
A na koniec taka rada dla wszystkich tych, którzy traktują Polaków jako naród nieudaczników. Spróbujcie zamieszkać pomiędzy Niemcami i Rosją, przetrwać 2 wieki bez wolnej ojczyzny i zachować swoją narodowość, kulturę, język.... Jeśli wam się uda - uznamy, że rzeczywiście nie jesteśmy tacy wyjątkowi.

Piąta prawda - lepiej się uczyć angielskiego niż polskiego.
Jeśli zaraz po zrobieniu matury lub studiów wybierasz się do Anglii pracować na zmywaku to nawet angielski nie jest ci potrzebny.
Język polski jest  jednym z najtrudniejszych języków na świecie, którym posługuje się ok 40mln ludzi na świecie. Język pełen dialektów. Wyjątkowa ilość trybów, przypadków, czasów. Język pełen zmiękczeń i jednocześnie szeleszczący.
I jeśli ktoś uważa, że angielski jest trudniejszym językiem to warto zapytać kogoś z krajów nieanglojęzykowych którego języka nauczy się prędzej.

I SPEAK POLISH. WHAT'S YOUR SUPERPOWER?

czwartek, 26 lutego 2015

Tania kosmetyczka, tanie kosmetyki ? Srsly?

Ile kosztuje dzisiaj kobieta? Faceci, trzymajcie się mocno foteli. I za kieszeń, w której macie portfele.
Na internecie masa vlogerek opowiada o swoich kosmetycznych zakupach. Pomijam wizażystki, które kosmetyków, pędzli i innych mazideł muszą mieć dostatecznie dużo - w końcu na tym zarabiają. Dobre narzędzie pracy + dobry materiał  = efekt pracy.
Ale wśród nich jest rzesza kobiet/dziewczyn, które z pracą wizażystek nie mają nic wspólnego, a pomimo tego spora większość z nich wśród różnych porad i zachwalań robi podsumowania zakupów z każdego miesiąca bądź wyjścia na miasto. Pokazują po kolei kolejne pudełeczka, palety, pędzelki, kremy, korektory... w ilościach HURTOWYCH. Cienie pojedyncze - 4 szt (no bo była promocja), 3 szminki (bo nie mogłam się zdecydować na jedną), 4 pędzle (bo widziałam na filmie u innej vlogerki i polecała), 2 róże (bo przy zakupie 2 rzeczy można było dostać duperelę za 50% ceny - duperela mi niepotrzebna, ale kupiłam bo 50% taniej przecież)....  i tak bez końca.

Do zrobienia makijażu wystarczą 3 pędzle dobrej jakości. 
Kilka cieni - dopasowanych do koloru tęczówki oka
Korektor - 2 sztuki to już sporo
Podkład - wystarczy jeden, sprawdzony
Brązer, róż - po 1 sztuce, dopasowany do karnacji skóry
Szminka - do 5 sztuk.
Eyeliner - 2 sztuki - w żelu albo liquidzie..
Puder - 1 sztuka.
Rozświetlacz - 1 szt.
Żel do ciała, mleczko do ciała, balsam do rąk, krem do twarzy, maseczki, płyn micelarny, wosk do brwi, mascara - niech się zamkną w 10 szt.

Dodatkowo: szampony, odżywki do włosów, serum do końcówek włosa, lakier do włosów, rewitalizator, płyn intymny, lakiery do paznokci....

W tym wszystkim zabrakło balsamu do ciała względnie MYDŁA.

Zakładając, że te kosmetyki starczają na 2-3 miesiące - zrobienie takich zakupów nie musi obciążać kieszeni.
Tymczasem...

Pokusiłam się o policzenie, ile średnio kobiety tworzące vlogi i nie mające nic wspólnego z wizażem potrafią wydać w miesiącu na kosmetyki.
Siedzicie?
Uwaga! : 800zł!!!!
I wcale nie dlatego, że im się skończyła mascara.
Większość kupuje bo "zobaczyłam i nie mogłam się oprzeć" albo "ta paletka normalnie kosztuje 200 zł, ale była przecenia -10%"...
Kupują hurtowo - co wpadnie w oko.
Jedna kobitka potrafiła wydać 370zł na 2 szt podkładów i 1 korektor!

A to tylko kosmetyki.... 

Acha - jeszcze perfumki... Tak po 100 - 200zł za flakonik...
Kurcze - karnacja się przecież nie zmienia. Kolor oczu - również. PO CO komu 35 pędzli do makijażu?

Wpadłam na myśl, by zrobić podobne podliczenia vlogerek, które zajmują się szmatami.. UPS.. odzieżą :) Ale boję się, że podsumowanie mięsięcznych zakupów w sieciówkach i nie tylko wyjdzie jeszcze tragicznie. Podobnie rzecz ma się z butami, biżuterią, bielizną i torebkami.

Serio panowie - głębokie współczucia, jeśli macie kobiety pokroju tych vlogerek.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Oskar 2015 dla polskiego filmu IDA - WTF?

Polski film "Ida" zdobył Oskara.
Oskary 2015 a film z 2013 r.
Oskar w kategorii "nieanglojęzyczny".
A mną trzepie. Znowu doceniono film o tematyce żydowskiej.
Czyżby polscy reżyserzy nie mogli strząsnąć z siebie tego piętna, jakie nam urosło po II wojnie światowej i do końca świata będą kręcić łzawe dramaty o historii Żydów?
Czy może w szanownym jury siedzą osoby, którym tematyka żydowska leży na sercu? W końcu była już "Lista Schindlera"( Oskar dla Janusza Kamińskiego za zdjęcia do filmu oraz Allan Starski i Ewa Braun za scenografię i dekorację wnętrz), później "Pianista" Polańskiego (prawdziwe nazwisko Raymond Thierry Liebling, kuzyn Romy Ligockiej,(Roma Liebling - pani, która znalazła osobisty akcent w filmie "Lista Schindlera" jako dziewczynka w czerwonym płaszczyku). Nominowany do Oskarów był również "W ciemności", "Gorzkie żniwa", "Europa, Europa"  - wszystkie trzy filmy Agnieszki Holland (również pochodzenia żydowskiego) dotykają tematów Żydów.
Serio, absolutnie nie mam nic do Żydów - zwłaszcza do tych, którzy mieszkali w Polsce i zniknęli. Nie mam nic przeciw Żydom, którzy do dzisiaj mieszkają w Polsce, bo udało się im przeżyć. Nie mam nawet nic przeciw temu, by artyści jak Polański czy Holland nadal kręcili filmy o problemach żydowskich.
Czytałam książkę wspomnianej wyżej Ligockiej, która jest jakby rozprawieniem się ze wstydem byciem Żydówką. To, co przyniosła dla Żydów wojna pozostawiło na każdym z nich ogromne piętno i jest dla mnie absolutnie zrozumiałe, że ci, którzy tę wojnę przeżyli chcą zostawić pewne świadectwo o sobie, swoich bliskich, ku przestrodze narodów, by nie byli obojętni w razie następnego razu. Mają do tego absolutne prawo.
Nie potrafię po prostu zrozumieć, dlaczego dostrzega się (zwłaszcza wśród polskich reżyserów) tylko te produkcje, które dotyczą tematów Żydów.
Świat poszedł do przodu a my nadal kultywujemy ten temat. Nieustannie męczymy tę wojnę, historie wojenne, które nas paraliżują, obezwładniają, nawołują do bicia się w piersi, zresztą niepotrzebnie.
To dzięki filmom o Żydach w Polsce pojawia się zwichnięte pojęcie na temat strat w populacji.

W pewnym filmie (pominę reżysera oraz tytuł) padają takie stwierdzenia:
,,obozy koncentracyjny dla Żydów", oraz "w obozach w Polsce zginęło około 12 milionów ludzi".
Dwa stwierdzenia, oczywiście oba prawdziwe, ale powiedziane jedno po drugim rodzą fałszywe pojęcia. Wynika z nich że: a. obozy były w Polsce, zatem to Polacy zabijali Żydów; b. Żydów było 12 milionów.
Nic dziwnego, że potem osoby pokroju Obamy zaczynają gadać głupoty.

Serdecznie dosyć mam filmów o Żydach i ich tragedii. Z chęcią obejrzałabym podobne filmy o tragedii Romów, Polaków, Francuzów, Czechów, Słowaków... Ku*wa mać, nie jesteście jedyni, którym się oberwało.
A tu kolejny film.... Ida. naprawdę taki super, że aż wart Oskara?
Zacytuję za serwisem natemat.pl
Według Heleny Datner z Żydowskiego Instytutu Historycznego "Ida" to film bardzo przeciętny, w którym postaci charakterologicznie przypominają marionetki z kukiełkowych spektakli – są przedstawiane bardzo schematycznie, a główna bohaterka nie ma żadnego życia wewnętrznego. – Produkcja Pawlikowskiego od strony przekazu jest po prostu kiepska - sylwetki obydwu bohaterek są ukształtowane na zasadzie stereotypów: żydowskiej, komunistycznej k*rwy, której "przydarzył się" Holocaust i dziewicy, "zmywającej" swoje niekatolickie pochodzenie w klasztorze – mówi nam Datner.

– To przedstawienie bohaterek według prostej zasady - co Polacy chcieliby myśleć o Żydówce, budującej powojenny socjalizm: k*rwa, alkoholiczka, która od dwudziestu lat nie miała kontaktu ze swoją własną siostrzenicą. Pierwowzorem "krwawej Wandy" z Idy była przecież znienawidzona przez polską opinię publiczną prokurator Helena Wolińska, komunistka z przekonania i Żydówka z pochodzenia, oskarżona po 1989 roku za "zbrodnie komunistyczne"! – tłumaczy.

Datner dodaje, że przekaz filmu jest po prostu szkodliwy: doskonale pasuje do obiegowych wyobrażeń na temat Żydów, ale to filmowe "science fiction" – krytyka może zachwycać się tym filmem, bo przecież pojawia się postać "złego Polaka", który odkrywa "brutalną prawdę" – nie zmienia to faktu, że całość polega na refleksji o tzw. sensie życia, a jego polityczna podstawa jest tylko dekoracją z papier mâché. Podobne zdanie na ten temat ma również Agnieszka Graff, według której "Ida" to "powtórka z najgorszych antysemickich klisz oraz nieudolna próba chrystianizowania Zagłady".

Nie jesteśmy złymi Polakami - po prostu mamy już dość tej afirmacji tragedii Żydów w Polce. Robienie takich filmów nadal uderza w nas. Nic dziwnego, że się daje Oskara. Dobrze mieć kozła ofiarnego w postaci Polaków. Można wtedy spać spokojnie.

czwartek, 12 lutego 2015

Pchli targ i biznes dla cwaniaków.

Pchli targ, flomark, pewex pod chmurką - chyba w każdym większym mieście coś takiego istnieje.
W Olsztynie również. Były targowiska, w latach 80-tych na wielu z nich można było oglądać towar zza niemieckiej granicy rozłożony na leżakach. Dzisiaj zamiast leżaków wygodniejsza folia z rozciętego worka 120 litrowego lub rozkładany stoliczek.
W Olsztynie pchli targ funkcjonuje w niedzielne przedpołudnie przy jednym ze stadionów. Jeszcze kilka miesięcy temu można było znaleźć wszystko, a sprzedającymi byli dorośli, osoby starsze i dzieci. Różnorodność towarów wprawiała w osłupienie - wszystko to, co było zbędne a działało i mogło się przydać komu innemu było przynoszone przez olsztynian. Dzieci sprzedawały zabawki, z których wyrosły, ubrania, które już były za ciasne. Dorośli opróżniali swoje przepastne szafy i przynosili sterty ciuchów. Zbieracze i hobbyści oferowali kaski MO, repliki broni, monety, medale i znaczki. W tym wszystkim królował niekompletny fajans - talerzyki, szklaneczki, filiżanki, kubeczki, stare kałamarze. Były też i antyki z lat 60-tych - komórki, biureczka stylizowane na "bógwiejakstare", lampy naftowe, akordeon i ruska gitara, stary saksofon i uszkodzone skrzypce. Słowem - wszystko było na sprzedaż.
Nie było placowego - każdy mógł przyjść, sprzedać niechcianą zbędną rzecz i czasami kupić kolejną, być może też zbędną ale ładniejszą.
A potem weszły na pchli targ cwaniaczki.  Samochodami przywożone sterty spodni, skarpet, czapek, rękawiczek, szalików. Do tego jeszcze ekipa z "oryginalną kawą" z Niemiec, niemieckie proszki do prania, zagraniczne płyny do płukania. Poukładane palety z pudełkami ciastek, czekoladki, Haribo w 50 smakach, zabawki, elektronika - sprowadzana zapewne z flomarków w Niemczech. Obwożni biznesmeni, szukający rynku zbytu. Twarze jakby znajome z innych targowisk w mieście.
Gdzie jest handel i zarobek - jest i placowe. A gdzie jest placowe - kończy się pchli targ.
Pojechałam tam w ostatnią niedzielę - nic ciekawego. Trochę śmieci, które ludzie zamiast wynieść do śmietnika próbują sprzedać, trochę smutnego towaru, który przestał interesować kogokolwiek. Za to masa stoisk ze spodniami, kawą, kiełbasą, chlebem, miodem... Niby ok, ale to wszystko można kupić w pobliskich sklepach... urok pchlego targu zabity pewnie na zawsze.

wtorek, 10 lutego 2015

Sprzedam pieska, kupię pieska, oddam pieska... kotka, słonia, zebrę...

Dzisiaj o pieskach, kotkach, słoniach... ok, o słoniach nie.
 
W telewizorni w programie "Uwaga" puścili wstrząsający reportaż o nielegalnej hodowli psów, której właścicielem miała być pewna pani weterynarz. 110 psów trzymane w klatkach, w których zazwyczaj hoduje się lisy, norki. Psy karmione pleśniejącym mięsem, wypróżniające się pod siebie, zamarznięta, zzieleniała woda w metalowych kubeczkach. Pieski małych ras, głównie w TYPIE yorka, shitzu, chihuahua, pekińczyki. Zabłocone, wyeksploatowane suki. Słowem fabryka szczeniaczków.
Zastanawia mnie jedno - w Polsce nielegalna jest sprzedaż nierasowych zwierząt. Taka ustawa o zakazie rozmnażania nierasowych piesków, kotków miała zapobiec rozmnażaniu psów czy kotków i nabijania kasy przez pseudo hodowców. Oczywiście - ograniczenie rozmnażania zwierząt miało ukrócić proceder "produkowania" piesków, kotków niewiadomego pochodzenia o niewiadomej puli genów itp, w tym produkowanie krzyżówek tzw groźnych ras, które w rękach idioty stają się niebezpieczne. 
Gdy usłyszałam o tym zakazie kilka lat temu byłam mocno zbulwersowana. Głównie z uwagi na pewną monopolizację sprzedaży zwierząt przez hodowców zarejestrowanych w różnych związkach, które dbać mają o to, by nowe czworonogi były wolne od różnych chorób, skrzywień. Bulwersowało mnie to głównie z powodu cen. Piesek czy kotek, które nie są przeznaczone do dalszego rozmnażania (tzw. PET - zabawka?) cenowo nie odbiegały daleko od zwierząt, które mogły być rodzicami kolejnych maluszków. Zresztą, nie byłam jedyną osobą, którą ta ustawa wkurzyła. W końcu nie każdy chce mieć rasowego psa, z którym ma się wozić po wystawach, zdobywać kolejne medale. Nie każdego na to stać i nie każdy widzi to jako hobby. Natomiast wiele osób po prostu chce mieć przyjaciela, który będzie towarzyszem na dobre i na złe przez kolejne kilkanaście lat. 
Oczywiście, zakup zwierzaka to kropla w morzy wydatków. Przez całe życie czworonożnego członka rodziny wydamy zdecydowanie więcej na jedzenie, weterynarza, zabawki, i resztę (potrzebną zwierzakowi lub nam), o której w chwili zakupu pieska lub kotka jakby nie pamiętamy. Hodowcy - zapaleńcy przedstawiają niebotyczne koszty związane z nowym stworzeniem. Zapewniają, że tak duża cena kociaka czy szczeniaka wiąże się z wysokimi nakładami finansowymi wyłożonymi na czas ciąży oraz na opiekę weterynaryjną i wysokiej jakości karmą.
Jestem gotowa uznać, że tego typu koszty są rzeczywiście wysokie, nie mniej młode PET-y mają zdecydowanie wyśrubowane ceny, co stało się precedensem do produkcji na skalę masową rzekomych rasowych PETów, które w rzeczywistości nie odbiegają niczym od tych zwierząt, które można było nabyć kilka lat temu od np. sąsiada. Kotek na kolanka czy piesek na kolanka powinny zdecydowanie mniej kosztować . 
Natomiast drożej powinny być sprzedawane te osobniki, które mogą być przeznaczone do dalszej hodowli. Skoro ktoś decyduje się zostać HODOWCĄ, to poniekąd traktuje zakup takiego pieska lub kotka jako swojego rodzaju kapitał (i niekoniecznie mowa o pieniądzach a o właściwościach zwierzęcia), który ma zapewnić kolejne medale oraz nagrody i przyczynić się do poprawienia swojej rasy (tak zresztą twierdzą hodowcy). Wiem też, że w przypadku zwierząt kwalifikujących się do dalszej hodowli jest możliwość zakupu zwierzaka na zasadach hodowlanych ( otrzymanie zwierzęcia za darmo w chwili, kiedy jest ono młode przy zobowiązaniu się - pisemnym - że zwierzę to będzie prowadzone tak, aby po osiągnięciu dojrzałości miało wszelkie atuty do bycia ojcem lub matką a pierwszemu hodowcy zwraca się młode z pierwszego miotu). Wzięcie PETa na tch samym zasadach jest oczywiście niemożliwe, nabywca zwierzęcia dostaje rasowy "odrzut", który moim skromnym zdaniem powinien być o wiele wiele tańszy.
Puszczony w TVNie felieton dotyczył hodowli osoby zarejestrowanej w PZK i sprzedającej pieski w TYPIE rasy co nie jest dokładnie tym samym co sprzedaż psów rasowych! Słowem pod przykrywką hodowcy produkowano byle jakiej jakości psy i sprzedawano je jako rasowe PETy za bajońskie kwoty!
Wystarczy mieć zarejestrowaną hodowlę zwierząt rasowych i być członkiem klubu zrzeszającego hodowców rasowych psów czy kotów. Wiadomo, że od kilkunastu lat wszystkie zwierzęta po rodowodowych rodzicach otrzymują rodowów, ale nie każde z nich spełnia warunki do dalszego rozmnażania - uzyskują więc status rasowego PETa. Zazwyczaj nabywca takiego zwierzęcia jest poinformowany o wadach osobnika oraz o zakazie rozmnażania go z uwagi na choroby, nieprawidłowości itp. Gorzej, jeśli takie zwierzęta zarejestrowany hodowca zawozi w miejsce z dala od urzędniczych oczu i rozmnaża je sprzedając za pośrednictwem internetowych serwisów ogłoszeniowych jako PETy. Nabywca jedzie do hodowcy po wyczekanego pieska kotka, ma świadomość jego wad i płaci. Nie trafi do jego świadomości fakt, że piesek jest efektem działania nielegalnej hodowli - przecież sprzedawca jest członkiem jakiegoś związku hodowców, mieszka w dobrych warunkach, widzi kilka szczęśliwych zwierząt (to akurat te zarejestrowane w związku), które mają być potwierdzeniem, że szczenię czy kociak jest po zdrowych rodzicach i nie jest z fabryki, którą przedstawił program "Uwaga".
PKZ oznajmił, że o tym 10-letnim procederze nie miał zielonego pojęcia. No pewnie, że nie słyszał - nabywcy PETów raczej nie chcą się wysilać by wyrobić psu rodowód - w końcu ten papierek nie będzie przepustką do wystaw i medali. Nabywca młodego zwierzęcia chciał mieć w domu przyjaciela, sprawy formalne są dla niego marginalne, nie interesuje go ani papier psa ani książeczka szczepień (w tym felietonie akurat właścicielką pseudohodowli była pani weterynarz, która szczepienia może i robiła).

110 psów z "fabryki szczeniaków" zostało zabranych do schroniska, natomiast właścicielowi POZOSTAWIONO te psy, które były zgłoszone w PKZ!
Czy to tylko ja widzę w tym pewien sposób na zmonopolizowany handelek pseudorasowymi psami, na których zarabia się miliony?
Osobiście nie pochwalam kupowania zwierząt od hodowców reklamujących się w portalach związanych ze sprzedażą pralki, telefonu, psa, kotka, śrubokręta.
Wyeksploatowane suki są również w cenie. Na serwisach ogłoszeniowych są sprzedawane jako pełnowartościowe psy, których właściciel chce się pozbyć z powodu wyjazdu, choroby, alergii, śmierci matki, do której zwierzę należało.
 
Chcesz kupić pieska kotka? 
Pojedź do hodowcy, sprawdź warunki, w jakich są trzymane zwierzęta. I nie zatrzymuj się w tym miejscu, bo wcale nie jest powiedziane, że widzisz dokładnie to, co powinieneś. Jeśli to pseudohodowla, to na pewno nie obejrzysz takich obrazków, jakie były zawarte w reportażu.
Porozmawiaj z tymi, którzy kupili zwierzęta z poprzedniego miotu.
Rozmawiaj z hodowcą - ten, który rzeczywiście kocha zwierzęta i rozmnaża je bez chęci dorobienia się na sprzedaży młodych osobników nigdy nie zlekceważy pytań odnośnie obchodzenia się z psem, kotem.
Nie kupuj "okazyjnie" - unikaj zakupu zwierzęcia przynoszonego na giełdę samochodową, targowisko. Nikt, kto ma rasowe psy nie sprzedaje młodych w tego typu miejscach.
Sprawdź, czy hodowca ma rodowodowe zwierzęta i sprawdź w biurze związku, czy miot danej suki czy kotki został do nich zgłoszony - oszczędzi ci to potem wydatków związanych z leczeniem nowego przyjaciela.
Zanim kupisz pieska lub kotka - przemyśl to dokładnie pod każdym kątem. A jeśli masz gdzieś jego geny, wiek i rodowód - weź zwierzę ze schroniska.

środa, 28 stycznia 2015

Internet dla intelektualnie sprawnych inaczej + surprise od dostawcy TV.

Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że do internetu dostali się ludzie intelektualni sprawni inaczej i na dodatek w ilości, która powoduje, że zaczynają mieć znaczącą przewagę. Kompletnie nie mam pojęcia, kto im daje łącze internetowe i na jakich zasadach. Powinny być jakieś testy lub egzaminy dla chcących korzystać z internetu.
Pomijając ilość informacji dostępnych na internecie kręci się w oku łezka, kiedy do internetu mieli dostęp nieliczni, nie każdego stać było na PC-ta, nie mówiąc o stałym łączu do sieci. Uprzywilejowani byli informatycy, studenci (i to też nie każdego kierunku), graficy, specjaliści.
Zamiast FB i nk były fora, na których panował porządek, administratorzy dbali o zachowanie pewnego poziomu kultury i szacunku dla pozostałych użytkowników. Nie było trollowania, pseudo specjalistów, idiotycznych stronek, sprzedaży MLM i innych pierdół, którego w dzisiejszych czasach jest zwyczajnie za dużo.
Wcześniej każdy, kto korzystał z internetu miał w obowiązku respektować netykietę - dzisiaj - mało kto w ogóle wie co to netykieta.
Każdy kto logował się do sieci albo był osobą, która coś wiedziała, albo był osobą, która wiedziała gdzie szukać - zwłaszcza, że znalezienie czegoś konkretnego trwało szybciej - nie było tyle spamu, tylu reklam i chłamu. Człowiek znajdował, wykorzystywał tę wiedzę i przekuwał ją w swoje doświadczenie - ogólnie było "na plus".
Aż nagle internet stał się dostępny dla każdego, kto jako tako potrafi złożyć podpis pod umową z dostawcą stałego łącza.
Teraz mamy Fakebooki z cholernie ważnymi informacjami  typu "właśnie sram", Twiterki, gdzie zdjęcie owej dupy można zamieścić zaraz po wyjściu ze sracza, Instagramy, gdzie można zamieścić co się żarło na obiad oraz względnie jako dodatkowe zdjęcie porównawcze - jak wygląda kupa po zjedzeniu żarcia.
Tak mniej więcej funkcjonują serwisy społecznościowe i większość zamieszczanych w nich postów są mniej więcej tej samej wartości i przekazu.
Żeby nie było tak smętnie to jeszcze są:
1. klowny z gimbazy - dzieci wiatru i kurzu, czyli tumany, które mają dysortografię, dysleksję i dysmózgowie, bo ich wypowiedzi nie dość, że zawierają masę błędów to wyglądają mniej więcej tak: Yo ZiOm, tO jEsT tA kUpa, o kToorEj pIsAlEm nA fEjSie".
2. Kretynki, dla których dostanie się na studia jest celem samym w sobie, umieć nie musi, ale kilka lat lansu na uczelni to dobry start w dorosłe życie, robiące słitfocie ze swoimi aktualnymi facetami, którzy powinni mieć hajsu jak lodu, bo z byle biedakiem nie ma co się pokazywać na mieście.
3. Baboki - zazwyczaj kobiety, które mają problem z kilkoma klawiszami w klawiaturze, gubią się przy drukowaniu i nie potrafią korzystać z wyszukiwarek, nie rozumiejąc praw, które dotyczą wszelkich spraw związanych z korzystaniem z internetu, dyszą zawiścią i niechęcią do każdego, kto śmie podważać ich zdanie i nie daj Boże, jeśli się im udowodni, że zachowuje się jak dziecko we mgle.
4. Osoby, które poza włączeniem komputera i zalogowaniem się do internetu nie potrafią niczego konstruktywnego ani z niego wyjąć ani tym bardziej włożyć, i na dodatek uważają, że wolno im wszystko bo w końcu za internet płacą.

Nie wiem, jak nisko trzeba się położyć próbując dorównać do ich poziomu nisko strzyżonego trawnika. Ale wiem że nie warto.

I drobne info  z miesięcznym poślizgiem - kto jeszcze nie wie, to niech sobie sprawdzi. - Dostawcy kanałów telewizyjnych od 1-ego stycznia 2015 w ramach ochrony praw autorskich ograniczyli możliwość nagrywania programów telewizyjnych. Oczywiście można sobie nagrać to, co chcemy obejrzeć pod warunkiem wykupienia dodatkowej usługi, gdzie dostawca telewizji kablowej lub cyfrowej udostępni nam dysk do zapisu danego programu. Ciekawe, co w tym chorym kraju jeszcze wymyślą. Na razie ustawowo - jak kogoś interesuje kolejny odcinek "M jak Miłość" lub "Przygody Heńka Onanisty" musi siedzieć dupą w domu przed telewizorem i oglądać. Bo nagrać już sobie nie może. 
Może nie wkurzałoby to tak bardzo, gdyby nie to, że dobry film, który rozpoczyna się o 20.00 zamiast trwać 1,30 h trwa do północy, bo co 15 minut leci 20 minutowy blok reklamowy. Kto dotrwa do północy ten obejrzy. Albo zapłaci co miesiąc dodatkowo za dostęp do dysku, na którym sobie te 3.5 h nagra :)

niedziela, 25 stycznia 2015

Wybór Crossa i Grey - chłam jako bestseller na półkach w księgarniach.

Czwarty tom Crossa pojawił się w sprzedaży na półkach w księgarniach. Znowu jako  kontynuacja bestselleru ostatnich lat. Żal tyłek ściska, opada szczęka, ręce i odklejają się wszystkie tatuaże.
Bestseller - być może, ale na rynku amerykańskim, gdzie czytanie książek jest niszowym hobby - zwłaszcza wśród małolatów wychowanych na komórkach i tabletach i gdzie prym wiodą najnowsze zabawki z Apple. Książka wśród młodzieży niestety nie cieszy się zainteresowaniem, zwłaszcza jeśli dotyczy sensownych treści.
50 twarzy Greya to produkt naprawdę niskiej jakości. Do powstania trylogii o niezwykle bogatym 27 latku, który buduje swoje imperium i przy okazji uwodzi studentkę posłużyła pierwsza wersja w postaci bloga. Fabuła całej trylogii nijaka, napisana prostym językiem, pełnym wulgarności i przerysowania - zarówno głównych bohaterów jak i sytuacji. Ot, taka nowoczesna wersja bajki o Kopciuszku, który odkrywa... - tu chwila zastanowienia, bo naprawdę nie wiem co. Z pewnością nie BDSM, pod które autorka próbuje podciągnąć opisane praktyki seksualne. Do BDSM temu bardzo daleko. Dodatkowo wszelkie opisy są napisane bez wyczucia smaku, bardzo anatomiczne i niestety powtarzają się w niemal każdym rozdziale. Zero finezji. Konsekwentnie używane niemal medyczne nazewnictwo i próby nadania temu podniosłości świadczą tylko o grafomaństwie autorki, brakiem obeznania z tematem BDSM. Odnosi się wrażenie, jakby autorka bała się zapuszczać daleko wodze fantazji w jak widać obcym jej temacie i drepcze po mieliźnie opowiadając wciąż tę samą sytuację niewiele zmieniając szczegóły. Po kilkudziesięciu stronach odnosi się wrażenie, że słucha się w kółko porysowanej płyty winylowej a fakt jej porysowania daje autorce prawo do ciągnięcia tego "utworu" w nieskończoność. Niewielka i jakby poboczna wstawka kryminalno-sensacyjna wpleciona w trylogię może miałaby siłę przebicia gdyby nie fakt, że znowu autorka nie jest rozeznana z tematem. Wszystkie te moim zdaniem spore niedociągnięcia przykrywa skrzętnie podkreślanie co i rusz bogactwa i apetycznego wyglądu głównego bohatera, z pietyzmem opisywanie modelu telefonu komórkowego, laptopów, marki okularów, butów, pasków, bielizny i samochodów czasem wręcz z cenami. Próby nakreślenia psychologicznych aspektów dotyczących bohaterów wypadają bledziutko bo - znowu - temat nieznany autorce. Rozumiem, że książka może podobać się 17-latkom, dla których słowo "penis" i "cipka" są już powodem do osiągnięcia ekstazy i rozpływania się nad  nieudolnie opisanymi zachowaniami seksualnymi bohaterów. Dodatkowo autorka nie ma bladego pojęcia o psychologii - twierdzenie, jakoby dziewica podczas pierwszego stosunku miała orgazm można włożyć zdecydowanie pomiędzy fikcję tak samo jak idealne robienie pierwszej laski. Autorka nie ma skrupułów i karmi takimi pierdołami czytelniczki - prawdopodobnie od samego początku książka jest skierowana do odbiorcy w wieku 16 - 17 lat i dla osób na serio biorących niektóre elementy opisane w książce mogą stanowić powód do frustracji i stworzenia niskiej samooceny błędnie zakładając, że skoro podczas pierwszych doświadczeń nie ma orgazmu to jest to powód do paniki - można się tylko domyślać ile zarobią psycholodzy, do których rzesza naiwnych czytelniczek popędzi, by leczyć swoje ułomności w tym zakresie. Dla osób, które nie lubią zadowalać się chłamem i brzydotą oraz wulgarnością języka zdecydowanie książka polecana jako dobry papier na rozpałkę w kominku. Znam kilkanaście blogów, gdzie poziom opisów w tematyce "około BDSM" ma o wiele wyższy poziom i śmiało mogłyby konkurować z tym "arcydziełem".
Kolejny "bestseller" wprost zza wielkiej kałuży to bliźniaczo podobna bajka w 4 już tomach o Gideonie Crossie. W tym wypadku autorka postawiła na rozprawienie się z bohaterami pod względem rozłożenia na czynniki pierwsze ich problemów psychologicznych wynikających z doświadczeń w czasach dzieciństwa, kiedy stali się ofiarami przemocy seksualnej.
I znów - nieudolność czy nieznajomość tematu postawił autorkę pod przymusem spłycenia tematu do niezbędnego minimum, tylko po to, by ich perypetie łóżkowe i około łóżkowe miały jakieś wytłumaczenie. Język Crossa również pozostawia dużo do życzenia.
 
Jestem w stanie zrozumieć, że w Stanach Zjednoczonych, gdzie populacja wynosi przeszło 320 milionów a poziom czytelnictwa wśród młodych ludzi jest ułamkowy książki tego rodzaju odnajdują swoich odbiorców wśród uczniów szkół średnich. Nie jestem w stanie zrozumieć (z pominięciem faktu zarobku), że w Polsce ktoś miał chęć tłumaczyć tego rodzaju badziewie na język polski, a księgarnie sprzedają tego w tysiącach - tylko dlatego, iż jako "bestseller" widnieje na półkach sklepowych.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wydawnictwa w Polsce coraz rzadziej będą sięgały po miernych zagranicznych autorów i zaczną promować dobrą prozę rodzimych pisarzy. Skończyły się czasy nudnych powieści, kiedy prym wiodła żałosna twórczość Chmielewskiej i półki księgarni były pełne podobnych gniotów literackich. Odnoszę wrażenie, że dla polskiego czytelnika w dalszym ciągu polscy pisarze to nieśmiertelni Sienkiewicz, Nałkowska, Mickiewicz, Miłosz.
Tymczasem ( i to napawa dumą i nadzieją) pojawili się na scenie literatury polskiej nowi pisarze, potrafiący pisać z sensem, których powieści podparte są wiedzą i szczegółowym rozeznaniem w temacie. Nie piszą miałkich tekstów, za którymi nic nie stoi i nie hołdują stereotypom panującym w literaturze amerykańskiej czy brytyjskiej. O dobrej literaturze pisałam w ostatnim wpisie POLECAM.
Dobrze wydane pieniądze na książki pisane dobrym, poprawnym językiem, z rozmachem i jednocześnie smakiem to dobrze zainwestowane pieniądze oraz motywacją dla autorów, by pisać dalej.
Mam nadzieję, że wkrótce na półkach "literatura polska" również pojawią się bestsellery. I nawet mam już kilka typów :)

niedziela, 18 stycznia 2015

Haft krzyżykowy - drogie hobby nie na sprzedaż?

Wyszywanie krzyżykami to drogie hobby. Wycena gotowej pracy - staje się bardzo kłopotliwa, no bo jak to policzyć? Czas, materiał. ilość kolorów, stopień trudności?

Wyszywanie na zamówienie.

Klient płaci - klient wymaga. Ile może wymagać? Na ile pozwala mu zasobność portfela. Zatem przed rozpoczęciem  pracy trzeba ustalić ile klient może zapłacić za obraz.
Podstawowa cena za 1 # to 0.02 - 0.03 zł.
Przykładowo obraz ma 200 x 170 krzyżyków = 34 tys krzyżyków x 0.02zł = 680zł
(to około 35 - 40 dni przy założeniu, że wzór jest średnio trudny i wyszywamy ok 1000 - 1500 # /dzień. To zaniżona ilość, przy dobrych wiatrach... eeee.. oświetleniu :) można wyszyć i 2500-3000 #/dzień.
Stawka za godzinę nie wychodzi więc jakaś wygórowana. Czy 680zł na 35 dni to dobry zarobek - kwestia, kto czym się zadowala.
Koszt materiałów. 
Z tym jest naprawdę różnie i warto o tym wiedzieć jak wygląda sprawa.
Na początku - koszt nici.
Przy obrazku 34 tys. krzyżyków i założeniu że z jednego pasma mamy średnio ok 600 krzyżyków daje nam to ilość ok 57 motków.
Ceny nici dla DMC, Anchor, Madeira = 2.80 x 57 = 160 zł (w zaokrągleniu)
Ceny nici dla Ariadna = 1.50 x 57 =86 zł (w zaokrągleniu)
Chińskie zamienniki DMC = 0.30 x 57 = 17zł (w zaokrągleniu)
Warto więc zapytać klienta o rodzaj nici, jakimi ma być wyszyty obraz. Jeśli jest laikiem - pytamy ile jest gotów zapłacić za obraz i można na tej podstawie dopasować nici.
Cena kanwy.
Ceny kanw są równie rozstrzelone. Najtańsza za 1m/b to 22zł, najdroższa jaką kupowałam to 90zł m/b. 
Koszt kanwy obliczamy mnożąc szerokość x wysokość obrazka wraz z marginesem x cena za 1m/b

Wyszywanie bez zamówienia.
Jeśli obraz wyszywamy z myślą o sprzedaży warto mieć na uwadze kilka rzeczy.
1. Koszt obrazka powyżej 50.000 krzyżyków + materiały średniej jakości to praca warta ponad 1200zł. Nie ma zbyt wiele ludzi, którzy potrafili by zapłacić za obraz takie pieniądze. Staraj się robić mniejsze prace i niekoniecznie skomplikowane (większa ilość kolorów to więcej roboty)
2. Nie wyszywaj 1 lub 2 nitkami - za 700 - 800 zł ludzie chcą kupić obraz a nie pierdółkę na ścianę. Wyszywanie 2 lub 1 nitką na drobniutkiej kanwie dodatkowo wydłuża czas wyszywania.
3. Nie wystawiaj na allegro czy na olx.pl - strata czasu. Poszukaj zagranicznych portali, gdzie możesz zaprezentować swoją ofertę.Tego typu dzieła bardziej są cenione poza granicami Polski.

Wyszywanie: wycena + kilka porad:
Minimalna ilość nici, jakimi powinno się wyszywać to 3 nitki. Jak ktoś ma zapędy masochistyczne i nie umie cenić swojego czasu i oczu - może nawet i 1 nitką - good luck. Klient lubi widzieć za co płaci. Zwykle woli dostać raczej większy obrazek niż małe gówienko. 
Wycena obrazka 34.000 - wzór średnio trudny przy uwzględnieniu najtańszych materiałów + sama robocizna powinna zatem wynosić 50 zł + 680 = 730zł.
Wersja obrazka w najdroższej formie to minimum 250 + 680 = 930zł.


Porada 1.
Nie ma sensu wyszywać tła białymi nićmi z najwyższej półki. To samo dotyczy koloru czarnego.Serio - biały to biały, a czarny to czarny.

Porada 2.
Nie ma sensu gotować obrazu po wyszyciu. Kurczą się, ale też i bawełna traci swoje właściwości. To nie pościel. Natomiast warto dla podbicia koloru podczas ostatniego płukania dolać nieco octu spirytusowego co spowoduje, że kolory będą trwalsze, nie będą blakły na słońcu i nie będą tak zbierać kurzu. Przecieranie powieszonych prac od czasu do czasu wilgotną szmatką z dodatkiem octu także warto stosować - zwłaszcza gdy obrazek nie jest za szkłem.

Porada 3.
Nie ma sensu prać i krochmalić prac - to nie majtki, które trzeba co chwilę wrzucać do pralki. Większość zakładów ramiarskich preferuje nie krochmalone prace, bo łatwiej się je napina i naciąga podczas dodawania ram.

Porada 4.
Chcesz, by materiały wyniosły Cię taniej - przejdź się do szmateksów/lumpeksów/peweksów i rozejrzyj się za sweterkami robionymi maszynowo. Ważne - powinny nie być sfilcowane i nie powinny być cięte po bokach - łatwiej się wtedy pruje. Należy też usunąć jedną nitkę,która jest dodawana do swetra po to by nie rozłaził się po praniu - taka nitka jest zbędna. Sprutą wełnę nawijać na luźne motki - np na odwróconym taborecie miedzy 2 nogami stołka. Luźną wełnę wyprać w płynie do prania ręcznego (nie w proszku) w letniej wodzie, przepłukać w wodzie z dodatkiem płynu zmiękczającego. Wycisnąć (nie wykręcać!) i powiesić do wyschnięcia. Po wyschnięciu nawinąć na kłębek. Zwłaszcza jeśli chodzi o kolory biały i czarny jako tło obrazu - może nieco przy tym roboty, ale 2-3 kłębki porządnej bawełnianej nici za 2-3 zł to góra nici na kilka obrazów za grosze.

Porada 5.
Chcesz, by inni dostrzegli Twoją dokładność i docenili Twój wysiłek przy haftowaniu - dodawaj powiększenie ciekawego fragmentu obrazu, gdzie widać równe krzyżyki i ilość użytych kolorów.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

WOŚP - coroczny kabaret z odrobiną poprawnej polityki.

Po raz 23 Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zbierała pieniądze.
Tym razem - dla dzieci i dla osób w podeszłym wieku.
Bardzo pozytywny pomysł, który nie idzie w parze z pozostałymi aspektami panującymi w służbie zdrowia.
Nie linczujcie zanim nie doczytacie do końca:) Nie mam nic przeciwko takiej jak i innym inicjatywom.
1. Ogólnopolska co roczna zrzutka większości Polaków na to, co powinni mieć zapewnione - w końcu płacimy składki. Większość szpitali i klinik w tym kraju jest publiczna i na to powinien znaleźć rząd pieniądze. 
2. Większość urządzeń trafia do szpitali w dużych miastach. W mniejszych miasteczkach i gminnych ośrodkach zdrowia - sporadycznie.
3. Co z tego, że jest sprzęt, jeśli nie ma wykwalifikowanych specjalistów a w razie awarii - pieniędzy na naprawę tego sprzętu?
4. Sprzęt dla dzieci chorych na raka, serce itp. - pozostałe dzieci nie istnieją? A co z dziećmi, które czeka przeszczep nerki, dzieci chore na autyzm i innego typu schorzenia?
5. Zbiórka na sprzęt dla dzieci i seniorów - brzmi pięknie. Czekam, kiedy ekipa J. Owsiaka zainteresuje się pozostałymi ludźmi w tym kraju i zacznie zbierać na leczenie:
bezdomnych, bez pracy, wszystkich, którzy nie pracując w budżetówce mogą pomarzyć o podwyżkach, wyrównaniach itp i nie stać ich na leczenie.
6. Co z tego, że jest sprzęt, skoro w kolejce do lekarza czeka się czasami pół roku - ilość urządzeń w szpitalach nie zmniejsza czasu oczekiwania na badania, jeśli szpitale mają określone limity zabiegów, bo takie mają umowy z NFZ...

Nie twierdzę, że J.Owsiak robi coś złego - dobrze jest propagować wśród młodzieży pozytywne odruchy i postawy.
A tymczasem na czacie podczas transmisji w internecie młodzież bez skrępowania pisała o tym, jak wybiera się na Woodstock, bo tam jest totalny luz. Bez żadnych oporów opowiadali jak się bawili po kryształkach (LSD). Prowadzący czata byli bardzo poprawni - tzn nie reagowali w ogóle na tego typu teksty - właściwie nie wiadomo - czy z obawy, że spadnie frekwencja czatujących czy fakt usunięcia kilkunastu osób bezczelnie opowiadających o swoich doświadczeniach z narkotykami na Woodstocku w 24 ogólnopolskiej zrzutce na pomoc dla szpitali i klinik pokaże focha i powie "czniajcie się ze swoją dobroczynnością", czy po prostu brak reakcji wynikał z braku kompetencji prowadzącego czat.

środa, 7 stycznia 2015

Zygmunt Miłoszewski, Katarzyna Bonda, Ciszewski, Ćwiek - polecam.

Swojego czasu odkryłam Ciszewskiego. Teraz cokolwiek nowego napisze - zatapiam się w to całkowicie. 
Koleżanka mi napisała : "Jak lubisz Ciszewskiego, to polubisz i Miłoszewskiego, tylko czytaj po kolei kolejne części"
Znalazłam.
1 tom - Uwikłanie - czyli kryminalna zagadka, która toczy się w Warszawie.
2 tom - Ziarno prawdy - trzymający w napięciu kryminał, którego akcja toczy się w Sandomierzu.
3 tom - Gniew - kryminalna przygoda głównego bohatera, tym razem w Olsztynie.

Wspaniała proza. Jakby dodatkową zaletą jest zamieszczenie wszystkich tych akcji w konkretnych dniach i w istniejących miejscach. Trudno nie ulec wrażeniu, że autor opisuje realne zdarzenia. Lekki sposób pisania - rzutki język, umiejętne tworzenie napięcia sprawia, że ciężko się od tego oderwać. Dodatkowy smaczek dodaje chyba właśnie te umiejscowienie akcji w czasie i przestrzeni - te nawiązywania do realizacji "Ojca Mateusza" w tomie "Ziarno prawdy", osiedla Jaroty i szpital garnizonowy w "Gniewie", informacje o pogodzie i ważnych wydarzeniach w stolicy w "Uwikłaniu" - strzały w dziesiątkę.
Mam nadzieję, że pisarz jednak napisze kolejne tomy z prokuratorem Szackim i z równym pietyzmem odda uroki i obrzydlistwa kolejnych miast, w którym zbrodnie także się zdarzają.

I drugi polecony mi autor. Autorka. Katarzyna Bonda i jej "Pochłaniacz".
Mimo, iż powieść (część pierwsza, z niecierpliwością czekam na kolejne) pisana w zupełnie innym stylu, to ma wiele wspólnego z trylogią Miłoszewskiego. Tym razem akcja umiejscowiona jest w Sopocie i Gdańsku, dotyka sfer trójmiejskiego półświatka gangów. Kto chce zrozumieć na czym polega praca profilera, z czym borykają się niepijący alkoholicy i jednocześnie zatopić się w skomplikowanej historii piosenki "Dziewczyna z północy - naprawdę polecam.

Zarówno Miłoszewski jak i Bonda opierają się na wiedzy zdobytej na potrzeby pisania książek - operują w zrozumiały sposób definicjami z dziedziny prawa, kryminalistyki i prac Policji oraz prokuratury, dzięki temu ich książki nie tylko oparte są na wyobraźni ale też sporej dawce informacji, która przybliża czytelnika do realiów pracy prokuratora Szackiego czy profilerki Saszy. Podobne solidne podwaliny są też w książkach Ciszewskiego - zwłaszcza w "Gliniarzu", którego współautorem jest Krzysztof Liedel - specjalista w zakresie terroryzmu międzynarodowego i jego zwalczania.
Nieco inny charakter mają książki Jakuba Ćwieka, ale i w nich czytelnik odkryje spory zasób wiedzy autora, który czerpie informacje z mitologii greckiej i nordyckiej, Biblii, literatury talmudycznej - zwłaszcza w zakresie angelologii (cykl Kłamca), ale też i skrupulatnej rozbiórce książek i i filmów o Piotrusiu Panie - (J.M. Barriego "Piotruś Pan", Hook  - film z R. Williamsem z 1991 r), dzięki którym powstał cykl "Chłopcy".

Cieszy mnie jeden fakt - że w końcu wydawnictwa zaczynają doceniać młodych polskich pisarzy, że nie musimy wybierać między zagranicznymi pisarzami, by móc poczytać dobry kawał literatury. W końcu nie tylko Sapkowski i jego saga o Wiedźminie powinny znaleźć zrozumienie i akceptację nie tylko wśród Polaków i nie tylko w Polsce - bo autorów, których powinno się promować również za granicą jest coraz więcej.


Polecam:

Z.Miłoszewski: cykl Teodor Szacki: "Uwikłanie", "Ziarno prawdy", "Gniew"
K. Bonda "Pochłaniacz"
J.Ćwiek - "Kłamca" - t. I -IV
J. Ćwiek - "Chłopcy" - t. I-III
M. Ciszewski - cykl www: "www.1939.com.pl", Major","www.1944.waw.pl", "www.ru2012.pl"
M. Ciszewski  - cykl Jakub Tyszkiewicz: "Wiatr", "Mróz", "Upał"
M. Ciszewski, K. Liedel - "Gliniarz"
M. Ciszewski - cykl Wilhelm Krüger: "Krüger. Szakal"