Brajanek względnie Dżessika. Rozpuszczone jak dziadowski bicz i z przytupem w rytm umc umc. Prowadzone za rękę, zasmarkane po niedawnym ryczeniu, oburzone na cały świat, rodziców.
Typowy Brajanek.
Na oko lat 6. Może 5. Dżinsowe spodnie, adidaski, bluza a jakże - Nike. Na bank jest mu za gorąco (w cieniu 24 stopnie, na słońcu ok 30). Mamuśka w blond tapirze trzyma Brajanka za rękę i energicznie idzie w kierunku hipermarketu. Dziecko ledwo za nią nadąża. Mamuśka z wzrokiem wbitym tępo w budynek sklepu głośno peroruje (chyba do siebie, bo dziecko raczej nie słucha):
"Zamiast się cieszyć, że zabrałam cię wcześniej z przedszkola to ty mi cyrk odstawiasz? Myślisz, że coś wywalczysz jak zaczniesz płakać i rzucać się po podłodze? Jak ci nie wstyd? Ruszaj się szybciej, nie mam zamiaru iść w ten skwar pół dnia aż łaskawie przyśpieszysz. Jeszcze potem pójdziemy do pani Izy, żeby podcięła mi włosy....".
Monolog nie ma końca, dziecko ma głęboko w dupie ten wykład. Zwyczajnie jest rozżalony, bo przedszkole to fajne miejsce, gdzie są inne dzieci a tu gorąco, pić się chce, nogi bolą od przebierania nimi na tyle szybko by dopasować tempo do długich maminych kroków.
Drugi raz widzę ich w markecie. Brajanek dojrzał zabawkę, którą koniecznie MUSI mieć. Oczywiście mama ma inne zdanie. Ryk, krzyk. Brajanek rzuca się na podłogę sklepową, wygląda jakby miał jakiś atak. Wali głową w kafelki. "No dobra, dobra, kupię ci ten samochód, ale się uspokój". Batalia wygrana. Samochód w garści Brajanka, który już uśmiecha się zadowolony i tylko zaczerwienione oczy są oznaką, że jeszcze chwilkę temu chłopak płakał. Przy kasie podobnym szantażem zmusza do kupienia paczki gum i batoników. Zanim kasjerka zaczęła podliczać zakupy mamusi Brajanek miał już buzię pełną gum do żucia. Zapewne po to by nie otwierał buzi przed opuszczeniem sklepu.
Typowa Dżessika.
Dziecko lat 4. W żółtej sukience, która składa się chyba z samych falbanek. W piaskownicy. Pełne słońce, zero cienia. Dziewczynka w piaskownicy samotnie próbuje bawić się foremkami. Mamusia siedzi 3 metry od piaskownicy na ławeczce pod drzewkiem i napieprza w telefon. Widać obie mają swój czas na zabawę, a zabawki są zależne od ich wieku. Co chwilę mamusia zerka na córkę i strofuje.
"Nie siadaj na piasku, bo ubrudzisz sukienkę! Kucnij a nie siadaj. I nie syp tym piaskiem bo się kurzy! (chwila poświęcona aplikacji w telefonie i po chwili znowu) Jak się nie umiesz bawić to zaraz wracamy do domu! Zobaczysz, powiem tatusiowi jaka byłaś niegrzeczna".
Dziewczynka z pewnością nie ma takich predyspozycji by non stop kucać nad piaskiem. Podchodzi do matki i próbuje nakłonić ją do wspólnej zabawy. "Nie przeszkadzaj! Masz tam swoje zabawki to się baw, do cholery. Chwili spokoju mi nie dajesz".
Do zagrody dla dzieci (tak tak, taki plac zabaw jest ogrodzony by nikt tam psów nie wpuszczał i petów nie rzucał) wchodzi chłopczyk z babcią. Biegnie z wiaderkiem i łopatką do piaskownicy. Mamusia Dżessiki (po chwili myślenia): "Skarbie, pozbieraj foremki, bo zaraz ci zginą!"
Nie wiem czy w ogóle chcę to skomentować. Boję się, że w ramach 500+ powiększy się ilość hodowli Brajanków i Dżessik. Bo tak na pierwszy rzut oka widać, że te dzieci nie są wychowywane tylko hodowane.
A tu typowy tatuś Dżessiki. Nagrany przez typową mamusię Dżessiki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz