Kliknij


czwartek, 26 lutego 2015

Tania kosmetyczka, tanie kosmetyki ? Srsly?

Ile kosztuje dzisiaj kobieta? Faceci, trzymajcie się mocno foteli. I za kieszeń, w której macie portfele.
Na internecie masa vlogerek opowiada o swoich kosmetycznych zakupach. Pomijam wizażystki, które kosmetyków, pędzli i innych mazideł muszą mieć dostatecznie dużo - w końcu na tym zarabiają. Dobre narzędzie pracy + dobry materiał  = efekt pracy.
Ale wśród nich jest rzesza kobiet/dziewczyn, które z pracą wizażystek nie mają nic wspólnego, a pomimo tego spora większość z nich wśród różnych porad i zachwalań robi podsumowania zakupów z każdego miesiąca bądź wyjścia na miasto. Pokazują po kolei kolejne pudełeczka, palety, pędzelki, kremy, korektory... w ilościach HURTOWYCH. Cienie pojedyncze - 4 szt (no bo była promocja), 3 szminki (bo nie mogłam się zdecydować na jedną), 4 pędzle (bo widziałam na filmie u innej vlogerki i polecała), 2 róże (bo przy zakupie 2 rzeczy można było dostać duperelę za 50% ceny - duperela mi niepotrzebna, ale kupiłam bo 50% taniej przecież)....  i tak bez końca.

Do zrobienia makijażu wystarczą 3 pędzle dobrej jakości. 
Kilka cieni - dopasowanych do koloru tęczówki oka
Korektor - 2 sztuki to już sporo
Podkład - wystarczy jeden, sprawdzony
Brązer, róż - po 1 sztuce, dopasowany do karnacji skóry
Szminka - do 5 sztuk.
Eyeliner - 2 sztuki - w żelu albo liquidzie..
Puder - 1 sztuka.
Rozświetlacz - 1 szt.
Żel do ciała, mleczko do ciała, balsam do rąk, krem do twarzy, maseczki, płyn micelarny, wosk do brwi, mascara - niech się zamkną w 10 szt.

Dodatkowo: szampony, odżywki do włosów, serum do końcówek włosa, lakier do włosów, rewitalizator, płyn intymny, lakiery do paznokci....

W tym wszystkim zabrakło balsamu do ciała względnie MYDŁA.

Zakładając, że te kosmetyki starczają na 2-3 miesiące - zrobienie takich zakupów nie musi obciążać kieszeni.
Tymczasem...

Pokusiłam się o policzenie, ile średnio kobiety tworzące vlogi i nie mające nic wspólnego z wizażem potrafią wydać w miesiącu na kosmetyki.
Siedzicie?
Uwaga! : 800zł!!!!
I wcale nie dlatego, że im się skończyła mascara.
Większość kupuje bo "zobaczyłam i nie mogłam się oprzeć" albo "ta paletka normalnie kosztuje 200 zł, ale była przecenia -10%"...
Kupują hurtowo - co wpadnie w oko.
Jedna kobitka potrafiła wydać 370zł na 2 szt podkładów i 1 korektor!

A to tylko kosmetyki.... 

Acha - jeszcze perfumki... Tak po 100 - 200zł za flakonik...
Kurcze - karnacja się przecież nie zmienia. Kolor oczu - również. PO CO komu 35 pędzli do makijażu?

Wpadłam na myśl, by zrobić podobne podliczenia vlogerek, które zajmują się szmatami.. UPS.. odzieżą :) Ale boję się, że podsumowanie mięsięcznych zakupów w sieciówkach i nie tylko wyjdzie jeszcze tragicznie. Podobnie rzecz ma się z butami, biżuterią, bielizną i torebkami.

Serio panowie - głębokie współczucia, jeśli macie kobiety pokroju tych vlogerek.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Oskar 2015 dla polskiego filmu IDA - WTF?

Polski film "Ida" zdobył Oskara.
Oskary 2015 a film z 2013 r.
Oskar w kategorii "nieanglojęzyczny".
A mną trzepie. Znowu doceniono film o tematyce żydowskiej.
Czyżby polscy reżyserzy nie mogli strząsnąć z siebie tego piętna, jakie nam urosło po II wojnie światowej i do końca świata będą kręcić łzawe dramaty o historii Żydów?
Czy może w szanownym jury siedzą osoby, którym tematyka żydowska leży na sercu? W końcu była już "Lista Schindlera"( Oskar dla Janusza Kamińskiego za zdjęcia do filmu oraz Allan Starski i Ewa Braun za scenografię i dekorację wnętrz), później "Pianista" Polańskiego (prawdziwe nazwisko Raymond Thierry Liebling, kuzyn Romy Ligockiej,(Roma Liebling - pani, która znalazła osobisty akcent w filmie "Lista Schindlera" jako dziewczynka w czerwonym płaszczyku). Nominowany do Oskarów był również "W ciemności", "Gorzkie żniwa", "Europa, Europa"  - wszystkie trzy filmy Agnieszki Holland (również pochodzenia żydowskiego) dotykają tematów Żydów.
Serio, absolutnie nie mam nic do Żydów - zwłaszcza do tych, którzy mieszkali w Polsce i zniknęli. Nie mam nic przeciw Żydom, którzy do dzisiaj mieszkają w Polsce, bo udało się im przeżyć. Nie mam nawet nic przeciw temu, by artyści jak Polański czy Holland nadal kręcili filmy o problemach żydowskich.
Czytałam książkę wspomnianej wyżej Ligockiej, która jest jakby rozprawieniem się ze wstydem byciem Żydówką. To, co przyniosła dla Żydów wojna pozostawiło na każdym z nich ogromne piętno i jest dla mnie absolutnie zrozumiałe, że ci, którzy tę wojnę przeżyli chcą zostawić pewne świadectwo o sobie, swoich bliskich, ku przestrodze narodów, by nie byli obojętni w razie następnego razu. Mają do tego absolutne prawo.
Nie potrafię po prostu zrozumieć, dlaczego dostrzega się (zwłaszcza wśród polskich reżyserów) tylko te produkcje, które dotyczą tematów Żydów.
Świat poszedł do przodu a my nadal kultywujemy ten temat. Nieustannie męczymy tę wojnę, historie wojenne, które nas paraliżują, obezwładniają, nawołują do bicia się w piersi, zresztą niepotrzebnie.
To dzięki filmom o Żydach w Polsce pojawia się zwichnięte pojęcie na temat strat w populacji.

W pewnym filmie (pominę reżysera oraz tytuł) padają takie stwierdzenia:
,,obozy koncentracyjny dla Żydów", oraz "w obozach w Polsce zginęło około 12 milionów ludzi".
Dwa stwierdzenia, oczywiście oba prawdziwe, ale powiedziane jedno po drugim rodzą fałszywe pojęcia. Wynika z nich że: a. obozy były w Polsce, zatem to Polacy zabijali Żydów; b. Żydów było 12 milionów.
Nic dziwnego, że potem osoby pokroju Obamy zaczynają gadać głupoty.

Serdecznie dosyć mam filmów o Żydach i ich tragedii. Z chęcią obejrzałabym podobne filmy o tragedii Romów, Polaków, Francuzów, Czechów, Słowaków... Ku*wa mać, nie jesteście jedyni, którym się oberwało.
A tu kolejny film.... Ida. naprawdę taki super, że aż wart Oskara?
Zacytuję za serwisem natemat.pl
Według Heleny Datner z Żydowskiego Instytutu Historycznego "Ida" to film bardzo przeciętny, w którym postaci charakterologicznie przypominają marionetki z kukiełkowych spektakli – są przedstawiane bardzo schematycznie, a główna bohaterka nie ma żadnego życia wewnętrznego. – Produkcja Pawlikowskiego od strony przekazu jest po prostu kiepska - sylwetki obydwu bohaterek są ukształtowane na zasadzie stereotypów: żydowskiej, komunistycznej k*rwy, której "przydarzył się" Holocaust i dziewicy, "zmywającej" swoje niekatolickie pochodzenie w klasztorze – mówi nam Datner.

– To przedstawienie bohaterek według prostej zasady - co Polacy chcieliby myśleć o Żydówce, budującej powojenny socjalizm: k*rwa, alkoholiczka, która od dwudziestu lat nie miała kontaktu ze swoją własną siostrzenicą. Pierwowzorem "krwawej Wandy" z Idy była przecież znienawidzona przez polską opinię publiczną prokurator Helena Wolińska, komunistka z przekonania i Żydówka z pochodzenia, oskarżona po 1989 roku za "zbrodnie komunistyczne"! – tłumaczy.

Datner dodaje, że przekaz filmu jest po prostu szkodliwy: doskonale pasuje do obiegowych wyobrażeń na temat Żydów, ale to filmowe "science fiction" – krytyka może zachwycać się tym filmem, bo przecież pojawia się postać "złego Polaka", który odkrywa "brutalną prawdę" – nie zmienia to faktu, że całość polega na refleksji o tzw. sensie życia, a jego polityczna podstawa jest tylko dekoracją z papier mâché. Podobne zdanie na ten temat ma również Agnieszka Graff, według której "Ida" to "powtórka z najgorszych antysemickich klisz oraz nieudolna próba chrystianizowania Zagłady".

Nie jesteśmy złymi Polakami - po prostu mamy już dość tej afirmacji tragedii Żydów w Polce. Robienie takich filmów nadal uderza w nas. Nic dziwnego, że się daje Oskara. Dobrze mieć kozła ofiarnego w postaci Polaków. Można wtedy spać spokojnie.

czwartek, 12 lutego 2015

Pchli targ i biznes dla cwaniaków.

Pchli targ, flomark, pewex pod chmurką - chyba w każdym większym mieście coś takiego istnieje.
W Olsztynie również. Były targowiska, w latach 80-tych na wielu z nich można było oglądać towar zza niemieckiej granicy rozłożony na leżakach. Dzisiaj zamiast leżaków wygodniejsza folia z rozciętego worka 120 litrowego lub rozkładany stoliczek.
W Olsztynie pchli targ funkcjonuje w niedzielne przedpołudnie przy jednym ze stadionów. Jeszcze kilka miesięcy temu można było znaleźć wszystko, a sprzedającymi byli dorośli, osoby starsze i dzieci. Różnorodność towarów wprawiała w osłupienie - wszystko to, co było zbędne a działało i mogło się przydać komu innemu było przynoszone przez olsztynian. Dzieci sprzedawały zabawki, z których wyrosły, ubrania, które już były za ciasne. Dorośli opróżniali swoje przepastne szafy i przynosili sterty ciuchów. Zbieracze i hobbyści oferowali kaski MO, repliki broni, monety, medale i znaczki. W tym wszystkim królował niekompletny fajans - talerzyki, szklaneczki, filiżanki, kubeczki, stare kałamarze. Były też i antyki z lat 60-tych - komórki, biureczka stylizowane na "bógwiejakstare", lampy naftowe, akordeon i ruska gitara, stary saksofon i uszkodzone skrzypce. Słowem - wszystko było na sprzedaż.
Nie było placowego - każdy mógł przyjść, sprzedać niechcianą zbędną rzecz i czasami kupić kolejną, być może też zbędną ale ładniejszą.
A potem weszły na pchli targ cwaniaczki.  Samochodami przywożone sterty spodni, skarpet, czapek, rękawiczek, szalików. Do tego jeszcze ekipa z "oryginalną kawą" z Niemiec, niemieckie proszki do prania, zagraniczne płyny do płukania. Poukładane palety z pudełkami ciastek, czekoladki, Haribo w 50 smakach, zabawki, elektronika - sprowadzana zapewne z flomarków w Niemczech. Obwożni biznesmeni, szukający rynku zbytu. Twarze jakby znajome z innych targowisk w mieście.
Gdzie jest handel i zarobek - jest i placowe. A gdzie jest placowe - kończy się pchli targ.
Pojechałam tam w ostatnią niedzielę - nic ciekawego. Trochę śmieci, które ludzie zamiast wynieść do śmietnika próbują sprzedać, trochę smutnego towaru, który przestał interesować kogokolwiek. Za to masa stoisk ze spodniami, kawą, kiełbasą, chlebem, miodem... Niby ok, ale to wszystko można kupić w pobliskich sklepach... urok pchlego targu zabity pewnie na zawsze.

wtorek, 10 lutego 2015

Sprzedam pieska, kupię pieska, oddam pieska... kotka, słonia, zebrę...

Dzisiaj o pieskach, kotkach, słoniach... ok, o słoniach nie.
 
W telewizorni w programie "Uwaga" puścili wstrząsający reportaż o nielegalnej hodowli psów, której właścicielem miała być pewna pani weterynarz. 110 psów trzymane w klatkach, w których zazwyczaj hoduje się lisy, norki. Psy karmione pleśniejącym mięsem, wypróżniające się pod siebie, zamarznięta, zzieleniała woda w metalowych kubeczkach. Pieski małych ras, głównie w TYPIE yorka, shitzu, chihuahua, pekińczyki. Zabłocone, wyeksploatowane suki. Słowem fabryka szczeniaczków.
Zastanawia mnie jedno - w Polsce nielegalna jest sprzedaż nierasowych zwierząt. Taka ustawa o zakazie rozmnażania nierasowych piesków, kotków miała zapobiec rozmnażaniu psów czy kotków i nabijania kasy przez pseudo hodowców. Oczywiście - ograniczenie rozmnażania zwierząt miało ukrócić proceder "produkowania" piesków, kotków niewiadomego pochodzenia o niewiadomej puli genów itp, w tym produkowanie krzyżówek tzw groźnych ras, które w rękach idioty stają się niebezpieczne. 
Gdy usłyszałam o tym zakazie kilka lat temu byłam mocno zbulwersowana. Głównie z uwagi na pewną monopolizację sprzedaży zwierząt przez hodowców zarejestrowanych w różnych związkach, które dbać mają o to, by nowe czworonogi były wolne od różnych chorób, skrzywień. Bulwersowało mnie to głównie z powodu cen. Piesek czy kotek, które nie są przeznaczone do dalszego rozmnażania (tzw. PET - zabawka?) cenowo nie odbiegały daleko od zwierząt, które mogły być rodzicami kolejnych maluszków. Zresztą, nie byłam jedyną osobą, którą ta ustawa wkurzyła. W końcu nie każdy chce mieć rasowego psa, z którym ma się wozić po wystawach, zdobywać kolejne medale. Nie każdego na to stać i nie każdy widzi to jako hobby. Natomiast wiele osób po prostu chce mieć przyjaciela, który będzie towarzyszem na dobre i na złe przez kolejne kilkanaście lat. 
Oczywiście, zakup zwierzaka to kropla w morzy wydatków. Przez całe życie czworonożnego członka rodziny wydamy zdecydowanie więcej na jedzenie, weterynarza, zabawki, i resztę (potrzebną zwierzakowi lub nam), o której w chwili zakupu pieska lub kotka jakby nie pamiętamy. Hodowcy - zapaleńcy przedstawiają niebotyczne koszty związane z nowym stworzeniem. Zapewniają, że tak duża cena kociaka czy szczeniaka wiąże się z wysokimi nakładami finansowymi wyłożonymi na czas ciąży oraz na opiekę weterynaryjną i wysokiej jakości karmą.
Jestem gotowa uznać, że tego typu koszty są rzeczywiście wysokie, nie mniej młode PET-y mają zdecydowanie wyśrubowane ceny, co stało się precedensem do produkcji na skalę masową rzekomych rasowych PETów, które w rzeczywistości nie odbiegają niczym od tych zwierząt, które można było nabyć kilka lat temu od np. sąsiada. Kotek na kolanka czy piesek na kolanka powinny zdecydowanie mniej kosztować . 
Natomiast drożej powinny być sprzedawane te osobniki, które mogą być przeznaczone do dalszej hodowli. Skoro ktoś decyduje się zostać HODOWCĄ, to poniekąd traktuje zakup takiego pieska lub kotka jako swojego rodzaju kapitał (i niekoniecznie mowa o pieniądzach a o właściwościach zwierzęcia), który ma zapewnić kolejne medale oraz nagrody i przyczynić się do poprawienia swojej rasy (tak zresztą twierdzą hodowcy). Wiem też, że w przypadku zwierząt kwalifikujących się do dalszej hodowli jest możliwość zakupu zwierzaka na zasadach hodowlanych ( otrzymanie zwierzęcia za darmo w chwili, kiedy jest ono młode przy zobowiązaniu się - pisemnym - że zwierzę to będzie prowadzone tak, aby po osiągnięciu dojrzałości miało wszelkie atuty do bycia ojcem lub matką a pierwszemu hodowcy zwraca się młode z pierwszego miotu). Wzięcie PETa na tch samym zasadach jest oczywiście niemożliwe, nabywca zwierzęcia dostaje rasowy "odrzut", który moim skromnym zdaniem powinien być o wiele wiele tańszy.
Puszczony w TVNie felieton dotyczył hodowli osoby zarejestrowanej w PZK i sprzedającej pieski w TYPIE rasy co nie jest dokładnie tym samym co sprzedaż psów rasowych! Słowem pod przykrywką hodowcy produkowano byle jakiej jakości psy i sprzedawano je jako rasowe PETy za bajońskie kwoty!
Wystarczy mieć zarejestrowaną hodowlę zwierząt rasowych i być członkiem klubu zrzeszającego hodowców rasowych psów czy kotów. Wiadomo, że od kilkunastu lat wszystkie zwierzęta po rodowodowych rodzicach otrzymują rodowów, ale nie każde z nich spełnia warunki do dalszego rozmnażania - uzyskują więc status rasowego PETa. Zazwyczaj nabywca takiego zwierzęcia jest poinformowany o wadach osobnika oraz o zakazie rozmnażania go z uwagi na choroby, nieprawidłowości itp. Gorzej, jeśli takie zwierzęta zarejestrowany hodowca zawozi w miejsce z dala od urzędniczych oczu i rozmnaża je sprzedając za pośrednictwem internetowych serwisów ogłoszeniowych jako PETy. Nabywca jedzie do hodowcy po wyczekanego pieska kotka, ma świadomość jego wad i płaci. Nie trafi do jego świadomości fakt, że piesek jest efektem działania nielegalnej hodowli - przecież sprzedawca jest członkiem jakiegoś związku hodowców, mieszka w dobrych warunkach, widzi kilka szczęśliwych zwierząt (to akurat te zarejestrowane w związku), które mają być potwierdzeniem, że szczenię czy kociak jest po zdrowych rodzicach i nie jest z fabryki, którą przedstawił program "Uwaga".
PKZ oznajmił, że o tym 10-letnim procederze nie miał zielonego pojęcia. No pewnie, że nie słyszał - nabywcy PETów raczej nie chcą się wysilać by wyrobić psu rodowód - w końcu ten papierek nie będzie przepustką do wystaw i medali. Nabywca młodego zwierzęcia chciał mieć w domu przyjaciela, sprawy formalne są dla niego marginalne, nie interesuje go ani papier psa ani książeczka szczepień (w tym felietonie akurat właścicielką pseudohodowli była pani weterynarz, która szczepienia może i robiła).

110 psów z "fabryki szczeniaków" zostało zabranych do schroniska, natomiast właścicielowi POZOSTAWIONO te psy, które były zgłoszone w PKZ!
Czy to tylko ja widzę w tym pewien sposób na zmonopolizowany handelek pseudorasowymi psami, na których zarabia się miliony?
Osobiście nie pochwalam kupowania zwierząt od hodowców reklamujących się w portalach związanych ze sprzedażą pralki, telefonu, psa, kotka, śrubokręta.
Wyeksploatowane suki są również w cenie. Na serwisach ogłoszeniowych są sprzedawane jako pełnowartościowe psy, których właściciel chce się pozbyć z powodu wyjazdu, choroby, alergii, śmierci matki, do której zwierzę należało.
 
Chcesz kupić pieska kotka? 
Pojedź do hodowcy, sprawdź warunki, w jakich są trzymane zwierzęta. I nie zatrzymuj się w tym miejscu, bo wcale nie jest powiedziane, że widzisz dokładnie to, co powinieneś. Jeśli to pseudohodowla, to na pewno nie obejrzysz takich obrazków, jakie były zawarte w reportażu.
Porozmawiaj z tymi, którzy kupili zwierzęta z poprzedniego miotu.
Rozmawiaj z hodowcą - ten, który rzeczywiście kocha zwierzęta i rozmnaża je bez chęci dorobienia się na sprzedaży młodych osobników nigdy nie zlekceważy pytań odnośnie obchodzenia się z psem, kotem.
Nie kupuj "okazyjnie" - unikaj zakupu zwierzęcia przynoszonego na giełdę samochodową, targowisko. Nikt, kto ma rasowe psy nie sprzedaje młodych w tego typu miejscach.
Sprawdź, czy hodowca ma rodowodowe zwierzęta i sprawdź w biurze związku, czy miot danej suki czy kotki został do nich zgłoszony - oszczędzi ci to potem wydatków związanych z leczeniem nowego przyjaciela.
Zanim kupisz pieska lub kotka - przemyśl to dokładnie pod każdym kątem. A jeśli masz gdzieś jego geny, wiek i rodowód - weź zwierzę ze schroniska.