Kliknij


środa, 28 stycznia 2015

Internet dla intelektualnie sprawnych inaczej + surprise od dostawcy TV.

Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że do internetu dostali się ludzie intelektualni sprawni inaczej i na dodatek w ilości, która powoduje, że zaczynają mieć znaczącą przewagę. Kompletnie nie mam pojęcia, kto im daje łącze internetowe i na jakich zasadach. Powinny być jakieś testy lub egzaminy dla chcących korzystać z internetu.
Pomijając ilość informacji dostępnych na internecie kręci się w oku łezka, kiedy do internetu mieli dostęp nieliczni, nie każdego stać było na PC-ta, nie mówiąc o stałym łączu do sieci. Uprzywilejowani byli informatycy, studenci (i to też nie każdego kierunku), graficy, specjaliści.
Zamiast FB i nk były fora, na których panował porządek, administratorzy dbali o zachowanie pewnego poziomu kultury i szacunku dla pozostałych użytkowników. Nie było trollowania, pseudo specjalistów, idiotycznych stronek, sprzedaży MLM i innych pierdół, którego w dzisiejszych czasach jest zwyczajnie za dużo.
Wcześniej każdy, kto korzystał z internetu miał w obowiązku respektować netykietę - dzisiaj - mało kto w ogóle wie co to netykieta.
Każdy kto logował się do sieci albo był osobą, która coś wiedziała, albo był osobą, która wiedziała gdzie szukać - zwłaszcza, że znalezienie czegoś konkretnego trwało szybciej - nie było tyle spamu, tylu reklam i chłamu. Człowiek znajdował, wykorzystywał tę wiedzę i przekuwał ją w swoje doświadczenie - ogólnie było "na plus".
Aż nagle internet stał się dostępny dla każdego, kto jako tako potrafi złożyć podpis pod umową z dostawcą stałego łącza.
Teraz mamy Fakebooki z cholernie ważnymi informacjami  typu "właśnie sram", Twiterki, gdzie zdjęcie owej dupy można zamieścić zaraz po wyjściu ze sracza, Instagramy, gdzie można zamieścić co się żarło na obiad oraz względnie jako dodatkowe zdjęcie porównawcze - jak wygląda kupa po zjedzeniu żarcia.
Tak mniej więcej funkcjonują serwisy społecznościowe i większość zamieszczanych w nich postów są mniej więcej tej samej wartości i przekazu.
Żeby nie było tak smętnie to jeszcze są:
1. klowny z gimbazy - dzieci wiatru i kurzu, czyli tumany, które mają dysortografię, dysleksję i dysmózgowie, bo ich wypowiedzi nie dość, że zawierają masę błędów to wyglądają mniej więcej tak: Yo ZiOm, tO jEsT tA kUpa, o kToorEj pIsAlEm nA fEjSie".
2. Kretynki, dla których dostanie się na studia jest celem samym w sobie, umieć nie musi, ale kilka lat lansu na uczelni to dobry start w dorosłe życie, robiące słitfocie ze swoimi aktualnymi facetami, którzy powinni mieć hajsu jak lodu, bo z byle biedakiem nie ma co się pokazywać na mieście.
3. Baboki - zazwyczaj kobiety, które mają problem z kilkoma klawiszami w klawiaturze, gubią się przy drukowaniu i nie potrafią korzystać z wyszukiwarek, nie rozumiejąc praw, które dotyczą wszelkich spraw związanych z korzystaniem z internetu, dyszą zawiścią i niechęcią do każdego, kto śmie podważać ich zdanie i nie daj Boże, jeśli się im udowodni, że zachowuje się jak dziecko we mgle.
4. Osoby, które poza włączeniem komputera i zalogowaniem się do internetu nie potrafią niczego konstruktywnego ani z niego wyjąć ani tym bardziej włożyć, i na dodatek uważają, że wolno im wszystko bo w końcu za internet płacą.

Nie wiem, jak nisko trzeba się położyć próbując dorównać do ich poziomu nisko strzyżonego trawnika. Ale wiem że nie warto.

I drobne info  z miesięcznym poślizgiem - kto jeszcze nie wie, to niech sobie sprawdzi. - Dostawcy kanałów telewizyjnych od 1-ego stycznia 2015 w ramach ochrony praw autorskich ograniczyli możliwość nagrywania programów telewizyjnych. Oczywiście można sobie nagrać to, co chcemy obejrzeć pod warunkiem wykupienia dodatkowej usługi, gdzie dostawca telewizji kablowej lub cyfrowej udostępni nam dysk do zapisu danego programu. Ciekawe, co w tym chorym kraju jeszcze wymyślą. Na razie ustawowo - jak kogoś interesuje kolejny odcinek "M jak Miłość" lub "Przygody Heńka Onanisty" musi siedzieć dupą w domu przed telewizorem i oglądać. Bo nagrać już sobie nie może. 
Może nie wkurzałoby to tak bardzo, gdyby nie to, że dobry film, który rozpoczyna się o 20.00 zamiast trwać 1,30 h trwa do północy, bo co 15 minut leci 20 minutowy blok reklamowy. Kto dotrwa do północy ten obejrzy. Albo zapłaci co miesiąc dodatkowo za dostęp do dysku, na którym sobie te 3.5 h nagra :)

niedziela, 25 stycznia 2015

Wybór Crossa i Grey - chłam jako bestseller na półkach w księgarniach.

Czwarty tom Crossa pojawił się w sprzedaży na półkach w księgarniach. Znowu jako  kontynuacja bestselleru ostatnich lat. Żal tyłek ściska, opada szczęka, ręce i odklejają się wszystkie tatuaże.
Bestseller - być może, ale na rynku amerykańskim, gdzie czytanie książek jest niszowym hobby - zwłaszcza wśród małolatów wychowanych na komórkach i tabletach i gdzie prym wiodą najnowsze zabawki z Apple. Książka wśród młodzieży niestety nie cieszy się zainteresowaniem, zwłaszcza jeśli dotyczy sensownych treści.
50 twarzy Greya to produkt naprawdę niskiej jakości. Do powstania trylogii o niezwykle bogatym 27 latku, który buduje swoje imperium i przy okazji uwodzi studentkę posłużyła pierwsza wersja w postaci bloga. Fabuła całej trylogii nijaka, napisana prostym językiem, pełnym wulgarności i przerysowania - zarówno głównych bohaterów jak i sytuacji. Ot, taka nowoczesna wersja bajki o Kopciuszku, który odkrywa... - tu chwila zastanowienia, bo naprawdę nie wiem co. Z pewnością nie BDSM, pod które autorka próbuje podciągnąć opisane praktyki seksualne. Do BDSM temu bardzo daleko. Dodatkowo wszelkie opisy są napisane bez wyczucia smaku, bardzo anatomiczne i niestety powtarzają się w niemal każdym rozdziale. Zero finezji. Konsekwentnie używane niemal medyczne nazewnictwo i próby nadania temu podniosłości świadczą tylko o grafomaństwie autorki, brakiem obeznania z tematem BDSM. Odnosi się wrażenie, jakby autorka bała się zapuszczać daleko wodze fantazji w jak widać obcym jej temacie i drepcze po mieliźnie opowiadając wciąż tę samą sytuację niewiele zmieniając szczegóły. Po kilkudziesięciu stronach odnosi się wrażenie, że słucha się w kółko porysowanej płyty winylowej a fakt jej porysowania daje autorce prawo do ciągnięcia tego "utworu" w nieskończoność. Niewielka i jakby poboczna wstawka kryminalno-sensacyjna wpleciona w trylogię może miałaby siłę przebicia gdyby nie fakt, że znowu autorka nie jest rozeznana z tematem. Wszystkie te moim zdaniem spore niedociągnięcia przykrywa skrzętnie podkreślanie co i rusz bogactwa i apetycznego wyglądu głównego bohatera, z pietyzmem opisywanie modelu telefonu komórkowego, laptopów, marki okularów, butów, pasków, bielizny i samochodów czasem wręcz z cenami. Próby nakreślenia psychologicznych aspektów dotyczących bohaterów wypadają bledziutko bo - znowu - temat nieznany autorce. Rozumiem, że książka może podobać się 17-latkom, dla których słowo "penis" i "cipka" są już powodem do osiągnięcia ekstazy i rozpływania się nad  nieudolnie opisanymi zachowaniami seksualnymi bohaterów. Dodatkowo autorka nie ma bladego pojęcia o psychologii - twierdzenie, jakoby dziewica podczas pierwszego stosunku miała orgazm można włożyć zdecydowanie pomiędzy fikcję tak samo jak idealne robienie pierwszej laski. Autorka nie ma skrupułów i karmi takimi pierdołami czytelniczki - prawdopodobnie od samego początku książka jest skierowana do odbiorcy w wieku 16 - 17 lat i dla osób na serio biorących niektóre elementy opisane w książce mogą stanowić powód do frustracji i stworzenia niskiej samooceny błędnie zakładając, że skoro podczas pierwszych doświadczeń nie ma orgazmu to jest to powód do paniki - można się tylko domyślać ile zarobią psycholodzy, do których rzesza naiwnych czytelniczek popędzi, by leczyć swoje ułomności w tym zakresie. Dla osób, które nie lubią zadowalać się chłamem i brzydotą oraz wulgarnością języka zdecydowanie książka polecana jako dobry papier na rozpałkę w kominku. Znam kilkanaście blogów, gdzie poziom opisów w tematyce "około BDSM" ma o wiele wyższy poziom i śmiało mogłyby konkurować z tym "arcydziełem".
Kolejny "bestseller" wprost zza wielkiej kałuży to bliźniaczo podobna bajka w 4 już tomach o Gideonie Crossie. W tym wypadku autorka postawiła na rozprawienie się z bohaterami pod względem rozłożenia na czynniki pierwsze ich problemów psychologicznych wynikających z doświadczeń w czasach dzieciństwa, kiedy stali się ofiarami przemocy seksualnej.
I znów - nieudolność czy nieznajomość tematu postawił autorkę pod przymusem spłycenia tematu do niezbędnego minimum, tylko po to, by ich perypetie łóżkowe i około łóżkowe miały jakieś wytłumaczenie. Język Crossa również pozostawia dużo do życzenia.
 
Jestem w stanie zrozumieć, że w Stanach Zjednoczonych, gdzie populacja wynosi przeszło 320 milionów a poziom czytelnictwa wśród młodych ludzi jest ułamkowy książki tego rodzaju odnajdują swoich odbiorców wśród uczniów szkół średnich. Nie jestem w stanie zrozumieć (z pominięciem faktu zarobku), że w Polsce ktoś miał chęć tłumaczyć tego rodzaju badziewie na język polski, a księgarnie sprzedają tego w tysiącach - tylko dlatego, iż jako "bestseller" widnieje na półkach sklepowych.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wydawnictwa w Polsce coraz rzadziej będą sięgały po miernych zagranicznych autorów i zaczną promować dobrą prozę rodzimych pisarzy. Skończyły się czasy nudnych powieści, kiedy prym wiodła żałosna twórczość Chmielewskiej i półki księgarni były pełne podobnych gniotów literackich. Odnoszę wrażenie, że dla polskiego czytelnika w dalszym ciągu polscy pisarze to nieśmiertelni Sienkiewicz, Nałkowska, Mickiewicz, Miłosz.
Tymczasem ( i to napawa dumą i nadzieją) pojawili się na scenie literatury polskiej nowi pisarze, potrafiący pisać z sensem, których powieści podparte są wiedzą i szczegółowym rozeznaniem w temacie. Nie piszą miałkich tekstów, za którymi nic nie stoi i nie hołdują stereotypom panującym w literaturze amerykańskiej czy brytyjskiej. O dobrej literaturze pisałam w ostatnim wpisie POLECAM.
Dobrze wydane pieniądze na książki pisane dobrym, poprawnym językiem, z rozmachem i jednocześnie smakiem to dobrze zainwestowane pieniądze oraz motywacją dla autorów, by pisać dalej.
Mam nadzieję, że wkrótce na półkach "literatura polska" również pojawią się bestsellery. I nawet mam już kilka typów :)

niedziela, 18 stycznia 2015

Haft krzyżykowy - drogie hobby nie na sprzedaż?

Wyszywanie krzyżykami to drogie hobby. Wycena gotowej pracy - staje się bardzo kłopotliwa, no bo jak to policzyć? Czas, materiał. ilość kolorów, stopień trudności?

Wyszywanie na zamówienie.

Klient płaci - klient wymaga. Ile może wymagać? Na ile pozwala mu zasobność portfela. Zatem przed rozpoczęciem  pracy trzeba ustalić ile klient może zapłacić za obraz.
Podstawowa cena za 1 # to 0.02 - 0.03 zł.
Przykładowo obraz ma 200 x 170 krzyżyków = 34 tys krzyżyków x 0.02zł = 680zł
(to około 35 - 40 dni przy założeniu, że wzór jest średnio trudny i wyszywamy ok 1000 - 1500 # /dzień. To zaniżona ilość, przy dobrych wiatrach... eeee.. oświetleniu :) można wyszyć i 2500-3000 #/dzień.
Stawka za godzinę nie wychodzi więc jakaś wygórowana. Czy 680zł na 35 dni to dobry zarobek - kwestia, kto czym się zadowala.
Koszt materiałów. 
Z tym jest naprawdę różnie i warto o tym wiedzieć jak wygląda sprawa.
Na początku - koszt nici.
Przy obrazku 34 tys. krzyżyków i założeniu że z jednego pasma mamy średnio ok 600 krzyżyków daje nam to ilość ok 57 motków.
Ceny nici dla DMC, Anchor, Madeira = 2.80 x 57 = 160 zł (w zaokrągleniu)
Ceny nici dla Ariadna = 1.50 x 57 =86 zł (w zaokrągleniu)
Chińskie zamienniki DMC = 0.30 x 57 = 17zł (w zaokrągleniu)
Warto więc zapytać klienta o rodzaj nici, jakimi ma być wyszyty obraz. Jeśli jest laikiem - pytamy ile jest gotów zapłacić za obraz i można na tej podstawie dopasować nici.
Cena kanwy.
Ceny kanw są równie rozstrzelone. Najtańsza za 1m/b to 22zł, najdroższa jaką kupowałam to 90zł m/b. 
Koszt kanwy obliczamy mnożąc szerokość x wysokość obrazka wraz z marginesem x cena za 1m/b

Wyszywanie bez zamówienia.
Jeśli obraz wyszywamy z myślą o sprzedaży warto mieć na uwadze kilka rzeczy.
1. Koszt obrazka powyżej 50.000 krzyżyków + materiały średniej jakości to praca warta ponad 1200zł. Nie ma zbyt wiele ludzi, którzy potrafili by zapłacić za obraz takie pieniądze. Staraj się robić mniejsze prace i niekoniecznie skomplikowane (większa ilość kolorów to więcej roboty)
2. Nie wyszywaj 1 lub 2 nitkami - za 700 - 800 zł ludzie chcą kupić obraz a nie pierdółkę na ścianę. Wyszywanie 2 lub 1 nitką na drobniutkiej kanwie dodatkowo wydłuża czas wyszywania.
3. Nie wystawiaj na allegro czy na olx.pl - strata czasu. Poszukaj zagranicznych portali, gdzie możesz zaprezentować swoją ofertę.Tego typu dzieła bardziej są cenione poza granicami Polski.

Wyszywanie: wycena + kilka porad:
Minimalna ilość nici, jakimi powinno się wyszywać to 3 nitki. Jak ktoś ma zapędy masochistyczne i nie umie cenić swojego czasu i oczu - może nawet i 1 nitką - good luck. Klient lubi widzieć za co płaci. Zwykle woli dostać raczej większy obrazek niż małe gówienko. 
Wycena obrazka 34.000 - wzór średnio trudny przy uwzględnieniu najtańszych materiałów + sama robocizna powinna zatem wynosić 50 zł + 680 = 730zł.
Wersja obrazka w najdroższej formie to minimum 250 + 680 = 930zł.


Porada 1.
Nie ma sensu wyszywać tła białymi nićmi z najwyższej półki. To samo dotyczy koloru czarnego.Serio - biały to biały, a czarny to czarny.

Porada 2.
Nie ma sensu gotować obrazu po wyszyciu. Kurczą się, ale też i bawełna traci swoje właściwości. To nie pościel. Natomiast warto dla podbicia koloru podczas ostatniego płukania dolać nieco octu spirytusowego co spowoduje, że kolory będą trwalsze, nie będą blakły na słońcu i nie będą tak zbierać kurzu. Przecieranie powieszonych prac od czasu do czasu wilgotną szmatką z dodatkiem octu także warto stosować - zwłaszcza gdy obrazek nie jest za szkłem.

Porada 3.
Nie ma sensu prać i krochmalić prac - to nie majtki, które trzeba co chwilę wrzucać do pralki. Większość zakładów ramiarskich preferuje nie krochmalone prace, bo łatwiej się je napina i naciąga podczas dodawania ram.

Porada 4.
Chcesz, by materiały wyniosły Cię taniej - przejdź się do szmateksów/lumpeksów/peweksów i rozejrzyj się za sweterkami robionymi maszynowo. Ważne - powinny nie być sfilcowane i nie powinny być cięte po bokach - łatwiej się wtedy pruje. Należy też usunąć jedną nitkę,która jest dodawana do swetra po to by nie rozłaził się po praniu - taka nitka jest zbędna. Sprutą wełnę nawijać na luźne motki - np na odwróconym taborecie miedzy 2 nogami stołka. Luźną wełnę wyprać w płynie do prania ręcznego (nie w proszku) w letniej wodzie, przepłukać w wodzie z dodatkiem płynu zmiękczającego. Wycisnąć (nie wykręcać!) i powiesić do wyschnięcia. Po wyschnięciu nawinąć na kłębek. Zwłaszcza jeśli chodzi o kolory biały i czarny jako tło obrazu - może nieco przy tym roboty, ale 2-3 kłębki porządnej bawełnianej nici za 2-3 zł to góra nici na kilka obrazów za grosze.

Porada 5.
Chcesz, by inni dostrzegli Twoją dokładność i docenili Twój wysiłek przy haftowaniu - dodawaj powiększenie ciekawego fragmentu obrazu, gdzie widać równe krzyżyki i ilość użytych kolorów.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

WOŚP - coroczny kabaret z odrobiną poprawnej polityki.

Po raz 23 Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zbierała pieniądze.
Tym razem - dla dzieci i dla osób w podeszłym wieku.
Bardzo pozytywny pomysł, który nie idzie w parze z pozostałymi aspektami panującymi w służbie zdrowia.
Nie linczujcie zanim nie doczytacie do końca:) Nie mam nic przeciwko takiej jak i innym inicjatywom.
1. Ogólnopolska co roczna zrzutka większości Polaków na to, co powinni mieć zapewnione - w końcu płacimy składki. Większość szpitali i klinik w tym kraju jest publiczna i na to powinien znaleźć rząd pieniądze. 
2. Większość urządzeń trafia do szpitali w dużych miastach. W mniejszych miasteczkach i gminnych ośrodkach zdrowia - sporadycznie.
3. Co z tego, że jest sprzęt, jeśli nie ma wykwalifikowanych specjalistów a w razie awarii - pieniędzy na naprawę tego sprzętu?
4. Sprzęt dla dzieci chorych na raka, serce itp. - pozostałe dzieci nie istnieją? A co z dziećmi, które czeka przeszczep nerki, dzieci chore na autyzm i innego typu schorzenia?
5. Zbiórka na sprzęt dla dzieci i seniorów - brzmi pięknie. Czekam, kiedy ekipa J. Owsiaka zainteresuje się pozostałymi ludźmi w tym kraju i zacznie zbierać na leczenie:
bezdomnych, bez pracy, wszystkich, którzy nie pracując w budżetówce mogą pomarzyć o podwyżkach, wyrównaniach itp i nie stać ich na leczenie.
6. Co z tego, że jest sprzęt, skoro w kolejce do lekarza czeka się czasami pół roku - ilość urządzeń w szpitalach nie zmniejsza czasu oczekiwania na badania, jeśli szpitale mają określone limity zabiegów, bo takie mają umowy z NFZ...

Nie twierdzę, że J.Owsiak robi coś złego - dobrze jest propagować wśród młodzieży pozytywne odruchy i postawy.
A tymczasem na czacie podczas transmisji w internecie młodzież bez skrępowania pisała o tym, jak wybiera się na Woodstock, bo tam jest totalny luz. Bez żadnych oporów opowiadali jak się bawili po kryształkach (LSD). Prowadzący czata byli bardzo poprawni - tzn nie reagowali w ogóle na tego typu teksty - właściwie nie wiadomo - czy z obawy, że spadnie frekwencja czatujących czy fakt usunięcia kilkunastu osób bezczelnie opowiadających o swoich doświadczeniach z narkotykami na Woodstocku w 24 ogólnopolskiej zrzutce na pomoc dla szpitali i klinik pokaże focha i powie "czniajcie się ze swoją dobroczynnością", czy po prostu brak reakcji wynikał z braku kompetencji prowadzącego czat.

środa, 7 stycznia 2015

Zygmunt Miłoszewski, Katarzyna Bonda, Ciszewski, Ćwiek - polecam.

Swojego czasu odkryłam Ciszewskiego. Teraz cokolwiek nowego napisze - zatapiam się w to całkowicie. 
Koleżanka mi napisała : "Jak lubisz Ciszewskiego, to polubisz i Miłoszewskiego, tylko czytaj po kolei kolejne części"
Znalazłam.
1 tom - Uwikłanie - czyli kryminalna zagadka, która toczy się w Warszawie.
2 tom - Ziarno prawdy - trzymający w napięciu kryminał, którego akcja toczy się w Sandomierzu.
3 tom - Gniew - kryminalna przygoda głównego bohatera, tym razem w Olsztynie.

Wspaniała proza. Jakby dodatkową zaletą jest zamieszczenie wszystkich tych akcji w konkretnych dniach i w istniejących miejscach. Trudno nie ulec wrażeniu, że autor opisuje realne zdarzenia. Lekki sposób pisania - rzutki język, umiejętne tworzenie napięcia sprawia, że ciężko się od tego oderwać. Dodatkowy smaczek dodaje chyba właśnie te umiejscowienie akcji w czasie i przestrzeni - te nawiązywania do realizacji "Ojca Mateusza" w tomie "Ziarno prawdy", osiedla Jaroty i szpital garnizonowy w "Gniewie", informacje o pogodzie i ważnych wydarzeniach w stolicy w "Uwikłaniu" - strzały w dziesiątkę.
Mam nadzieję, że pisarz jednak napisze kolejne tomy z prokuratorem Szackim i z równym pietyzmem odda uroki i obrzydlistwa kolejnych miast, w którym zbrodnie także się zdarzają.

I drugi polecony mi autor. Autorka. Katarzyna Bonda i jej "Pochłaniacz".
Mimo, iż powieść (część pierwsza, z niecierpliwością czekam na kolejne) pisana w zupełnie innym stylu, to ma wiele wspólnego z trylogią Miłoszewskiego. Tym razem akcja umiejscowiona jest w Sopocie i Gdańsku, dotyka sfer trójmiejskiego półświatka gangów. Kto chce zrozumieć na czym polega praca profilera, z czym borykają się niepijący alkoholicy i jednocześnie zatopić się w skomplikowanej historii piosenki "Dziewczyna z północy - naprawdę polecam.

Zarówno Miłoszewski jak i Bonda opierają się na wiedzy zdobytej na potrzeby pisania książek - operują w zrozumiały sposób definicjami z dziedziny prawa, kryminalistyki i prac Policji oraz prokuratury, dzięki temu ich książki nie tylko oparte są na wyobraźni ale też sporej dawce informacji, która przybliża czytelnika do realiów pracy prokuratora Szackiego czy profilerki Saszy. Podobne solidne podwaliny są też w książkach Ciszewskiego - zwłaszcza w "Gliniarzu", którego współautorem jest Krzysztof Liedel - specjalista w zakresie terroryzmu międzynarodowego i jego zwalczania.
Nieco inny charakter mają książki Jakuba Ćwieka, ale i w nich czytelnik odkryje spory zasób wiedzy autora, który czerpie informacje z mitologii greckiej i nordyckiej, Biblii, literatury talmudycznej - zwłaszcza w zakresie angelologii (cykl Kłamca), ale też i skrupulatnej rozbiórce książek i i filmów o Piotrusiu Panie - (J.M. Barriego "Piotruś Pan", Hook  - film z R. Williamsem z 1991 r), dzięki którym powstał cykl "Chłopcy".

Cieszy mnie jeden fakt - że w końcu wydawnictwa zaczynają doceniać młodych polskich pisarzy, że nie musimy wybierać między zagranicznymi pisarzami, by móc poczytać dobry kawał literatury. W końcu nie tylko Sapkowski i jego saga o Wiedźminie powinny znaleźć zrozumienie i akceptację nie tylko wśród Polaków i nie tylko w Polsce - bo autorów, których powinno się promować również za granicą jest coraz więcej.


Polecam:

Z.Miłoszewski: cykl Teodor Szacki: "Uwikłanie", "Ziarno prawdy", "Gniew"
K. Bonda "Pochłaniacz"
J.Ćwiek - "Kłamca" - t. I -IV
J. Ćwiek - "Chłopcy" - t. I-III
M. Ciszewski - cykl www: "www.1939.com.pl", Major","www.1944.waw.pl", "www.ru2012.pl"
M. Ciszewski  - cykl Jakub Tyszkiewicz: "Wiatr", "Mróz", "Upał"
M. Ciszewski, K. Liedel - "Gliniarz"
M. Ciszewski - cykl Wilhelm Krüger: "Krüger. Szakal"